Tym razem będzie bardziej osobiście, niż zwykle. Nie dlatego, że Prince był moim ulubionym Artystą (bo nie mam takiego). Od razu zaznaczę też, że wszystkie opinie, które wyrażam na tym „forum”, są moimi opiniami prywatnymi i należy je jako takie traktować. Niemniej jednak…

Oficjalną przyczyną śmierci Prince’a (ogłoszoną 2 czerwca 2016, w dniu moich urodzin; dlatego piszę właśnie o Nim) było przedawkowanie opioidów (środków zwalczających ostre bóle, z których najbardziej znane są kodeina, morfina i heroina). A konkretnie: przedawkowanie fenantylu. Środka uznawanego za 50 razy silniejszego od heroiny. Aha.

Tyle oficjalnie. A nieoficjalnie?

Czy kiedyś zobaczę Cię trzeźwego przed zachodem słońca?

Wyobrażasz sobie, jaki musiał być ból, by trzeba było użyć środka 50 razy silniejszego od heroiny, by go zwalczyć? Bo ja nie za bardzo. Tak się jednak składa, że wiem coś o uzależnieniach. Tak od strony „czynnej”, jak i „biernej”. Prawdopodobnie więcej, niż zdecydowana większość ludzi. Zapewne też więcej, niż bym chciał. Ale skoro już wiem?

Moim zdaniem (a nie trzeba tu być geniuszem) Prince był uzależniony. Od leków przeciwbólowych. Był lekomanem. I nie jest to absolutnie żadna sensacja. Uzależnienia są bardzo „demokratyczne”. Mnóstwo jest osób uzależnionych od leków, narkotyków, pracy, zakupów, alkoholu, internetu, erotyki czy czego tam jeszcze. Absolutnie nie oceniam, żeby była jasność. Jak twierdzi Kuba Sienkiewicz (którego najmłodsza córka spytała swego czasu, czy „Kiedyś Go zobaczy trzeźwego przed zachodem słońca?”), z którym się absolutnie zgadzam: „Jest zbyt dużo uzależnień, by któremuś z nich nie ulec”. I ok. Problem polega na tym, że niektóre z nich nas zabijają. Podobnie jak Prince’a. Amy Winehouse. Robina Williamsa. Czy wielu, wielu, ZBYT WIELU innych. Nie koniecznie z pierwszych stron gazet „i czasopism”. I to akurat nie jest dobre. Powiem więcej: to jest forma egoizmu. Moim zdaniem. Można się z nim nie zgadzać. Proszę bardzo.

Czego zatem brakuje?

Często zastanawiamy się, dlaczego tak się dzieje? Przecież bardzo często ci ludzie mają wszystko. No, przynajmniej bardzo dużo. A już na pewno dużo więcej, niż większość z nas. Pozwoliłem sobie jednak zauważyć w książce, w rozdziale zatytułowanym „Bez celu? Nie, dziękuję”, iż: „Marnieją. Bywają niemili, zamknięci w sobie, agresywni. Czasami sięgają po używki, popadają w depresję. Dryfują. I zdarza się to ludziom w różnym wieku, o różnym statusie. Często takim, o których można powiedzieć: „A czego jemu / jej w życiu brakuje?”. Celu.”

I nie jest to tylko teoria. To, jakże częsta, „praktyka” nasza. Bardzo często brakuje nam po prostu Celu. Marzenia. Wizji. Czegoś, co nadaje naszemu życiu kierunek. A dotyczy to nie tylko zwykłych „zjadaczy chleba”. Bez tego nie możemy być w stanie „Flow”. Być naprawdę szczęśliwymi.

Czegóż bowiem brakowało Prince’owi? To wie (wiedział) tylko On. Ale najwidoczniej bycie Gwiazdą światowego formatu, posiadanie statusu „Bożyszcza Seksu” i bycie bardzo bogatym to jeszcze (czasami) za mało, by wstawać rano chętnie, z radością i poczuciem sensu. I bez fenantylu ani rusz. Tak boli…

Jak znaleźć SWÓJ cel?

Znalezienie SWOJEGO celu nie jest łatwe. A czasami jest wręcz bardzo trudne! Staram się pisać tylko o tym, co wiem, rozumiem i co jest częścią mojego życia. Mi znalezienie MOICH celów zajęło dużo czasu. Ale najpierw musiałem sobie UŚWIADOMIĆ, że ich (naprawdę moich) raczej nie miałem. Przynajmniej tych istotnych. Nie jesteśmy uczeni tego, jak je określać (już bardziej tego, jak je realizować, gdy już je sobie nazwiemy). I na ogół przez pierwszych 20 – 30 lat swojego życia realizujemy cele stawiane nam przez innych. Nie za bardzo pytając: „dlaczego tak?” Idziemy do szkoły, kształcimy się, znajdujemy pracę,  zamieszkujemy gdzieś „na swoim”. I super. Uczymy się żyć w społeczeństwie. Tylko co dalej? Tu często „pomysły” nam się kończą. Nie mamy pomysłu „na siebie”. Pozwalamy więc innym,  by je dla nas (nadal) znajdowali. Nie zawsze nam się to jednak podoba. Często wręcz bardzo nam się nie podoba. Ale jak znaleźć taki „pomysł”? Jak określić SWÓJ cel?

Osobiście uważam, że jest to niesłychanie ważne. I niezależnie od trudności: należy takie cele sobie określać. Choćby „na siłę”. Nawet jeśli ma się mnóstwo kasy i jeszcze większą sławę. A dlaczego?

Tu zacytuję Jamesa Allena z „As a man thinketh” (znakomitej, choć niepozornej książki):

Większość  ludzi pozwala, by barka ich myśli dryfowała na oceanie życia. Brak celu jest ułomnością, a ten, kto chce uniknąć katastrofy, nie może pozwolić sobie na dryfowanie.

Dlaczego określanie celów jest takie ważne?

Celowo napisałem „określanie”, a nie posiadanie. Dlaczego ważne jest posiadanie celów (Marzeń) napisał James Allen. A określanie?

Uważam, że określenie swoich celów / Marzeń jest nie tylko bardzo ważne. Jest wręcz kluczowe. Jest najważniejsze. Od tego bowiem wszystko się zaczyna. Określenie sobie celu bowiem służy PODJĘCIU DECYZJI O JEGO REALIZACJI. I dlatego jest to takie ważne. Określamy cel po to, by zacząć go realizować. A to pociąga za sobą przeróżne implikacje. Skutki. A przede wszystkim: działania. Działania, służące realizacji tego celu. I wydaje mi się, że osiągnięcie dobrze określonego celu wcale nie jest takie trudne, zwłaszcza jeśli taki cel jest również naszym Marzeniem. Problem polega jednak na tym, że dążenie do raz określonego celu, podjęcie działań w tym kierunku, WYKLUCZA REALIZACJĘ INNYCH. Nie można jednocześnie iść w lewo i iść w prawo. Nie można podążać do Buenos Aires, wchodząc na Rysy. No, chyba że Rysy są celem pośrednim.

To bowiem, w którą stronę zdecydujemy się iść, wyklucza poruszanie się w innych kierunkach. I z tym mamy, na ogół, największy problem. No bo czy ja wiem, co mnie czeka w Buenos Aires? A może jednak udać się do Tokyo? Albo do Pacanowa? Na Madagaskar czy jednak na Berlin? Oto jest pytanie… Nie powstałby choćby ten wpis, gdybym sam nie nie odpowiedział sobie, po co go piszę.

Dlatego postaram się pomóc w następnych wpisach w odpowiedzeniu na to pytanie. Bo określenie celu podróży jest przecież warunkiem koniecznym jej rozpoczęcia. I zakończenia. U celu. I dobrze, by to była fajna podróż.

I myśl co chcesz.

YOLO!

Tomek Kania

PS. A Prince? To wielki Artysta. I długo jeszcze będzie żył we mnie. Choćby tym utworem. Dziękuję serdecznie! Choć pośmiertnie…