Człowiek jest w stanie zrealizować wszystko to, co sobie wyobrazi i w co uwierzy. Każdy człowiek. Tak twierdzi Napoleon Hill, który poświęcił kilkadziesiąt lat swego życia badaniu życiorysów ludzi, którzy odnieśli ponadprzeciętne sukcesy. Sukcesy, w które, na ogół, nikt poza nimi samymi nie wierzył. Często dokonując rzeczy, których nikt inny nie był w stanie sobie wyobrazić.
 
Moim zdaniem jest to podstawowe prawo sukcesu. Ale jak wszystko we wszechświecie, ma ono też swoją „drugą stronę medalu”. Otóż człowiek nie jest w stanie zrealizować niczego, jeśli sobie tego nie wyobrazi. I w to nie uwierzy.
 
Żyjemy w świecie i czasach nieograniczonych wprost możliwości. Często niewyobrażalnych. Niewiarygodnych. Ale one są. Wielu z nas jednak zdaje się tego nie dostrzegać. A przynajmniej nie dostrzegać tego w kontekście realizacji swych Marzeń. Swego potencjału. Swego życia.
 
Większość z nas żyje według pewnych schematów. Nie staje nam bowiem wyobraźni i wiary, by poza nie wyjść. Każdy z nas chyba wierzy w to, że jest w stanie zdobyć wykształcenie i znaleźć pracę, która pozwoli mu zarabiać na życie. Dlaczego w to wierzymy? Bo jeśli rozejrzymy się dookoła, to zauważymy, że praktycznie każdy człowiek jest w stanie takie cele zrealizować. W związku z tym wierzymy bez specjalnego wahania, że nam też się to powiedzie. Może nie będzie to wykształcenie na poziomie doktoranckim ani wymarzona praca, ale przecież nie wypadliśmy sroce spod ogona.
 
Gorzej jednak idzie nam z wyjściem poza te standardy. Tak, jakbyśmy wierzyli, że nasze życie na ziemi może przybrać tylko jakąś określoną, skończoną, liczbę form. A to przecież nie jest prawda.
 
Życie jest nieograniczone w swym bogactwie. By to zauważyć, wystarczy zastosować jedną z moich ulubionych technik, czyli „uważne rozejrzenie się dookoła”. Bez uprzedzeń, „filtrów” czy przekonań ograniczających. Nie jest to łatwe, gdyż społecznie mało popularne. Jesteśmy uczeni myśleć jednokierunkowo. No, może kilkukierunkowo. Kasa Misiu, kasa. Wszyscy imigranci to… Po czterdziestce nie zrobisz kariery. Kreatywni są tylko nieliczni. Innym się nie udało, to Tobie ma się udać? I tak dalej. I bez końca.
 
Niemniej jednak są tacy, którzy myślą inaczej. Inaczej też działają. I inaczej przez to żyją. Czy lepiej? Łatwiej? Nie wiem. Nie oceniam. Niemniej jednak w większości przypadków ciekawiej. Bardziej po swojemu. Pełniej.
 
I nie trzeba daleko szukać. Klika przykładów? Proszę bardzo. Witek Muzyk Ulicy ze swym „Sercem Wolności” – nagrywający już płyty. Aleksander Doba, który w wieku 70 lat kończy swą wyprawę kajakiem przez Atlantyk. Ryszard Kałaczyński, który przebiegł 365 maratonów w rok. Pani Renata, która założyła w mej okolicy delikatesowy zieleniak i nie może opędzić się od klientów, a uśmiech nie schodzi Jej z twarzy. Czy Marzena Surówka, która chorując na Stwardnienie Rozsiane napisała o tym książkę. Można tak mnożyć bez końca.
 
Czy ktokolwiek z nich osiągnąłby to, co osiągnęli, gdyby nie wyobrazili sobie tego? I gdyby w to nie uwierzyli? Skąd. Nie zaczęliby bowiem bez tego działać. A działanie to podstawa wszelkiego sukcesu. To łącznik między naszym światem wewnętrznym (myśli, emocji, przekonań) a światem zewnętrznym, z którego wszystko co „materialne” do nas przychodzi (używam cudzysłowu, bo choćby podziw innych też uważam za coś „materialnego”, pochodzącego z zewnątrz).
 
Czy zaczynając swe „projekty” mieli gwarancję doprowadzenia ich do końca? Nie, gdyż w życiu nie istnieje coś takiego jak „gwarancja”. Zawsze jest jakieś ryzyko. Czasami bardzo duże. Ale ci, którzy „myślą inaczej”, podejmują je. Bo wierzą.
 
Oczywiście nie jest tak, że każde wyobrażenie i uwierzenie w możliwość jego realizacji kończy się sukcesem. Czasami się nie uda. Czasami coś pójdzie nie tak, jak byśmy chcieli i zamiast dopłynąć do Indii odkryjemy Amerykę, jak to miało miejsce w przypadku Kolumba. Ale bez działania, bez choćby próby podjęcia go, ponadprzeciętnych sukcesów nie osiągniemy.
 
I nie wiem co jest dla kogo ponadprzeciętnym sukcesem. Nie jestem w stanie tego zdefiniować. Ale myślę, że stwierdzenie, iż jest nim dokonanie czegoś, co chcielibyśmy po sobie zostawić, z czego chcielibyśmy być przez innych zapamiętani, jest bliskie takiej definicji.
 
Wydaje mi się, że każdy z nas ma coś takiego. Coś, co mu „w duszy gra”. Coś, co chcielibyśmy po sobie zostawić. By móc powiedzieć: „Tak! Dało się” Zrobiłam / em to i nikt mi już tego nie zabierze!” Warto było!
 
Tyle tylko, że często, za często, żyjemy w swoistej „ciemności”. Braku wyobraźni, braku wiary. Nie rozglądamy się dookoła myśląc: skoro inni dali radę, to dlaczego ja mam nie dać? No właśnie. Dlaczego?
 
Bo jestem za…, pada na ogół odpowiedź. Tych „za” jest tak dużo, że stanowią „przeciw”. Za młody, za stary, za dobrze urodzony, zbyt nieśmiały, za słabo wykształcony, za dobrze wykształcony, zbyt dumny, zbyt poważny, za mało poważny. Co tam kto chce. Do wyboru do koloru. I sami ładujemy się w swoisty „kanał”. Kanał niemożności. I co najgorsze: wierzymy w jego realność.
 
A inni? Inni myślą inaczej. Tworzą, dążą, czują satysfakcję. I nie koniecznie jest to związane z robieniem czegoś dla kogoś. Żeby się innym podobało. Wprost przeciwnie: mi ma się podobać. Mi ma być z tym dobrze. To moje Marzenie, mój stojący za nim trud i wysiłek. Jeśli inni docenią, to super. Ale to moje życie. I mój „znak” zostawiony po sobie. Moja satysfakcja.
 
Zdaję sobie sprawę z tego, że często bardzo trudno jest uwierzyć, że to możliwe. Trudno nawet jest nam wyobrazić sobie, określić, co by to miało być to COŚ. Ale w każdym tunelu jest przecież światełko. Sztuka polega na tym, by je dostrzec. I za nim, wytrwale, podążać.
 
No, chyba że naszym ulubionym „kolorem” jest ciemność. I w niej chcemy pozostać. Ale jakoś tak, rozglądając się uważnie dookoła, takich tu nie zauważam…
Światło widzę! Widzę światło! 🙂
 
YOLO!
 
Tomek Kania