„Większość ludzi nie osiąga w życiu tego, czego chcą, bo nie wiedzą, czego chcą!”

Gdy usłyszałem po raz pierwszy te słowa, z ust samego Harva Ekera, wiedziałem już, że będzie On moim Nauczycielem. I tak też się stało. Jest jednym z ulubionych. A dlaczego? Bo to mądry człowiek. A tymi słowami rozpoczął istną rewolucję w moim życiu.

Większość z nas, zapytanych: „Czego w życiu nie chcesz?” doskonale zna odpowiedź. Jesteśmy w stanie podać naprawdę długą listę potencjalnych „nieszczęść”, których chcemy uniknąć.

Zapytani jednak: „Czego w życiu tak NAPRAWDĘ chcesz?”, zaczynamy na ogół nerwowo rozglądać się dookoła, w poszukiwaniu podpowiedzi. I często mówimy wtedy: „Aaaa! To dobre pytanie! To ja się zastanowię”. Ewentualnie: „Zapytam Żonę” 😉

Oczywiście każdy z nas chce być zdrowy, szczęśliwy i bogaty. Ale co to dokładnie znaczy? Dla mnie, dla Ciebie? Bogaty jaką miarą? Bogaty w co? I ile (dokładnie) to jest „bogaty?”. I ile czego? Oczywiście każdy z nas też pewnie chce, by Polska wygrała Mundial. Ale to już poza naszą mocą sprawczą.

Choć uważałem, że sporo w życiu ciekawych rzeczy zrobiłem, sporo osiągnąłem (obiektywnie), a moje życie było naprawdę ciekawe, to po usłyszeniu powyższych słów zadałem sobie pytanie: „Czy tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało?”. I wyszło mi, że niekoniecznie we wszystkim. Choćby w życiu zawodowym (a stałem przecież na czele ponad 1,000 osobowej Firmy, która odnosiła duże sukcesy).

Czego tak NAPRAWDĘ chcemy? Jak to określić, znaleźć w sobie? Oto jest pytanie! W książkach podaję na to pewne sposoby (choćby metodę Joe Vitale). Ale teraz podpowiem inną.

Otóż wyobraź sobie, że ktoś zaproponował Ci roczny pobyt w wymarzonym miejscu. Na przykład na plaży w Tajlandii. All inclusive. Wszystko, czego zapragniesz. Za darmo. Do tego z wybranymi osobami. Jak miliarder. Masz tylko jeden obowiązek: przez cały ten rok, przez conajmniej dwie godziny dziennie, codziennie, zajmować się tym, czym chciałbyś się zajmować w życiu po tym roku. Co by to było? Co by to było takiego, żeby nie tylko nie zepsuło Ci tego roku, a jeszcze go wzbogaciło? No co?

Jako że staram się pisać wyłącznie o tym, co wiem, rozumiem i jest częścią mojego życia, sam oczywiście takie „ćwiczenie mentalne” wykonałem. I co mi wyszło? Jaki jest tego efekt?

Nie będę całego procesu teraz opisywał, ale tak, tak… W efekcie piszę. Co więcej: piszę o tym, co mnie najbardziej na świecie interesuje. I co najważniejsze: coraz więcej osób chce to czytać. Bo po co pisać, jeśli nie ma dla kogo? A jak do tego doszło?

Określiłem SWÓJ cel, swoje Marzenie. UWIERZYŁEM w możliwość jego osiągnięcia. Poczułem to głęboko w sobie. Popracowałem nad swoimi przekonaniami, zamieniając te ograniczające – wspierającymi. Podjąłem działania (w tym zdobyłem niezbędną wiedzę). I w efekcie ZOBACZYŁEM! Choć to jeszcze, na szczęście, nie mój Neapol…

I nie zdziwiło mnie to jakoś specjalnie. Wszystko bowiem dzieje się z odwiecznymi zasadami działania Prawa Przyciągania. A przecież zdobywając niezbędną do pisania wiedzę, zgłębiłem również te zasady.

Dlaczego o tym piszę i dlaczego teraz? Dlatego, że zbliżające się dni to jeden z najlepszych okresów w roku, by każdy z nas mógł powyższe „ćwiczenie” sam dla siebie wykonać. A następnie rozpocząć cały „proces”. Prawo Przyciągania działa bowiem dla każdego z nas. Nieustannie. I nie ma możliwości, by je „wyłączyć”.

I mówi ono między innymi o tym, że żeby coś zacząć do siebie przyciągać, trzeba określić: co to (w miarę) dokładnie ma być? Bez tego nie ruszymy.

Każda bowiem podróż zaczyna się nie od pierwszego kroku, a od określenia jej celu! Dopiero wówczas można ten pierwszy krok postawić. W określonym przez nas kierunku! A później następne.

Wie o tym Harv Eker. Wie też wielu innych. Wiedział choćby Sokrates, mówiąc: „Zaczynaj z wizją końca”.

A później tę wizję realizuj. Aż do szczęśliwego zakończenia.

I wszystkim nam tego życzę.

YOLO!

Tomek Kania

21