„Jak to? Co ty wypisujesz? Przecież mi się tyle rzeczy nie udaje!” – już słyszę w wyobraźni te liczne komentarze. Ciekaw jestem, czy jednak ktoś się z tą (śmiałą) tezą zgodzi? Przed przeczytaniem całości?

Postaram się wyjaśnić. Choć zakładam, że może to być, dla wielu osób, koncepcja nowa i trudna do zaakceptowania od razu. Spróbuję jednak.

Choć każdy z nas jest inny, to tak naprawdę jesteśmy do siebie bardzo podobni. Jesteśmy (anatomicznie) podobnie zbudowani, fizjologicznie też nie za bardzo się między sobą różnimy. Jakieś 99% genów mamy takich samych. Ale co najważniejsze: funkcjonujemy według tych samych Praw. Praw fizyki (w tym kwantowej), chemii, biologii, epigenetyki itp.

Do tych Praw należą również (a może przede wszystkim) tzw. „Prawa Uniwersalne“. Nazwijmy je „Prawami Wszechświata“. A z nich podstawowym jest Prawo Przyciągania.

Większość osób, które się z nim zetknęło, żyje w przeświadczeniu, że służy ono głównie przyciąganiu do swojego życia tego co dobre: pieniędzy, szczęścia, wyśnionych Partnerów Życiowych. Skąd to się wzięło – napisałem choćby w swej książce Prawu temu poświęconej.

Jeśli jednak (z jakichś względów) nie udaje nam się w życiu, za pomocą PP (a właściwie: za pomocą naszego wyobrażenia o jego działaniu), tego, co chcemy, „zmaterializować“, to uznajemy, że PP dla nas właśnie nie działa. No, może dla innych tak – dla nas (mnie) jednak NA PEWNO nie. I całą „koncepcję“ wyrzucamy do kosza. A ona się wyrzucić nie da… PP działa bowiem nieustannie i dla każdego. Bez wyjątków. Jest bowiem „niewyłączalne”. I nad tym Prawem stać nie możemy.

Prawo Przyciągania, odpowiednio zastosowane, służy oczywiście przyciąganiu tego, czego pragniemy, a co uznajemy za dobre dla nas. Co więcej: każdy może się (moim zdaniem) tego nauczyć. W tym zresztą duchu napisałem swoją książkę. Skoncentrowałem się tam bowiem na tym, jak je wykorzystywać i stosować w celu realizacji naszych Marzeń.

Ale ono nie temu tylko służy (podobnie jak nóż nie służy tylko krojeniu chleba). Prawo Przyciągania ma dużo szersze „zastosowanie“. Służy ono bowiem:

URZECZYWISTNIANIU SIĘ NASZYCH WIZJI, BĘDĄCYCH ODZWIERCIEDLENIEM NASZYCH NAJGŁĘBSZYCH PRZEKONAŃ

Temu właśnie służy. Urzeczywistnianiu się naszych WIZJI, dotyczących nas samych i naszego życia. I działa bardzo precyzyjnie, niczym nóż, którym z kawałka drewna możemy wyrzeźbić serduszko, aniołka, samochodzik lub cokolwiek chcemy. Tyle tylko, że nie działa natychmiast, podobnie jak jednym nacięciem noża nie wyrzeźbimy ostatecznego kształtu. Żeby jednak on powstał, należy noża używać odpowiednio, a nie ciachać to tu, to tam, jak popadnie, z nadzieją, że wyjdzie z tego Arcydzieło. Nie wyjdzie.

„Tomek, ale ja nie mam żadnej wizji!“ – usłyszę zaraz. „Ależ oczywiście, że masz“ – odpowiem.

Żeby mieć Wizję nie trzeba być Wizjonerem. Nie tylko Steve Jobs, Walt Disney czy Robert Lewandowski mieli lub mają swoje wizje. Każdy je ma. I miał w przeszłości. KAŻDY. I każdy, świadomie lub nie, wdraża je w życie. Materializuje.

Dba o to nasz Umysł – narzędzie potężniejsze od każdego noża. A „inspiracje do działania“ czerpie właśnie z naszych przekonań. Czy to świadomych, czy nie. Często powstałych we wczesnym dzieciństwie. I wszystko mu jedno, jaka jest nasza Wizja. Tak jak nożowi wszystko jedno, co nim rzeźbimy. Ma bowiem dostosować naszą rzeczywistość do naszych przekonań. Taka jego funkcja.

„Następny rok będzie taki sam, jak ten“ – myślisz sobie. I bach – masz wizję następnego roku. Zapisujesz swą przyszłość.

„Następny rok będzie dla mnie przełomowy, czuję to „w kościach“ – takoż. Zmiany już nadchodzą.

„Nic lepszego niż dotychczas mnie nie czeka, na nic więcej mnie nie stać“ – proszę bardzo. Masz wizję tego, co Cię w życiu może (najwyżej) spotkać.

„Cieszę się z tego, co już zrobiłem i osiągnąłem, ale z pewnością nie jest to kres moich możliwości“ – wyznaczasz swą wizję nowych możliwości. Czekaj na efekty.

„Da się“ – wizja. „Nie da się“ – wizja.

„To nie dla mnie, jestem za…, albo nie jestem godzien“ – mam wizję siebie „za“ albo „nie będącego godnym”.

„To jest też dla mnie, jestem tego godzien“ – właśnie zniosłem swe ograniczenia.

„Chciałbym mieć dużo pieniędzy, ale są one źródłem wszelkiego zła, a ja jestem dobrym człowiekiem, zadowolę się zatem tym, co mam“ – pożegnaj się z „sałatą“.

„Chcę mieć dużo pieniędzy, bo z ich pomocą mogę zrobić dużo dobrego, a jestem dobrym człowiekiem, podejmę więc odpowiednie działania“ – masz swą wizję. Zgodnie z nią działasz. Umysł też. Kasa czeka.

„Nikt mnie nie kocha, bo jestem TAKI nieatrakcyjny“ – aha. Święta nie będą raczej wesołe.

„Nie jestem może Georgem Clooneyem, ale akceptuję siebie takim, jaki jestem; innego ciała nie mam, ale mogę o nie dbać – dlaczegóż miałbym siebie nie lubić?“ – inni (podobnie myślący) też za tym podążą.

„Zawsze mam pecha i nic mi nie wychodzi“ – zgodnie z życzeniem. Tworzysz swą przyszłość.

„Szczęście mi sprzyja, mam na to wiele dowodów z przeszłości“ – ciąg dalszy nastąpi. W przyszłości. Bliższej i dalszej. Już możesz się cieszyć 🙂 Po co bowiem czekać?

„Nie mogę nic z tym zrobić, mój los leży w rękach innych“ – to wizja tego, że „Oni“ żądzą. Moim życiem. Ale kto rządzi „ich” życiem?

„Mam takie i takie uwarunkowania, ale z pewnością mogę coś z nimi zrobić, nawet jeśli nie wiem jeszcze co i jak“ – i bierzesz swoje sprawy w swoje ręce. Zgodnie ze swą wizją. Umysł wspomaga. A podświadomość szuka rozwiązań, również w świadomości zbiorowej.

„Nie będę szczęśliwy, dopóki…” – proszę bardzo. Masz kilka lat szczęścia z głowy. Nie zdziw się tylko, jeśli za kilka lat nie będziesz mieć dobrego kontaktu z Dziećmi.

„Niezależnie od tego, co mi się przytrafia, staram się być szczęśliwym, wiem bowiem, że to czemuś służy” – Dzieci obserwują.

„Życie jest, generalnie, ciężkie i trzeba twardo stąpać po ziemi“ – masz wizję życia „pod górkę“, bez żadnych wzlotów.

„Życie to przygoda i nauka latania“ – wszystko, co Cię spotyka przyjmujesz z wdzięcznością i akceptacją. Nawet jeśli, chwilowo, masz „pod górkę“. Ale jak już z niej skoczysz, to polecisz.

Mam kontynuować? Po co? Tyle chyba wystarczy.

Bo co się dzieje dalej? Otóż te nasze (głębokie) przekonania się „materializują“. Manifestują na planie rzeczywistym, jak to się ładnie nazywa. A zmaterializować może się każda wizja, będąca odbiciem dowolnej mieszanki naszych przekonań (bo każdy ma inne, jak odciski palców).

Pole Możliwości jest bowiem nieskończone, a ogranicza je jedynie nasza wyobraźnia i wiara w to, co możemy „zamanifestować“. Zarówno wyobraźnia, jak i wiara, mają swe źródło w naszych przekonaniach. Jedni z nas „teatr swój widzą ogromny“, inni zaś… nieco mniejszy. Albo spalony.

A wizja to wizja. Dla Prawa Przyciągania nie ma wizji złych ani dobrych. One po prostu są. Każdy ma swoją. Każdy swoją urzeczywistnia. To tak jak z odbiciem twarzy w lustrze. W tym samym lustrze ja zobaczę odbicie swojej twarzy, a Ty swojej. I inaczej być nie chce. Bo nie może.

Jedyną miarą „słuszności“ naszej wizji jest to, czy czujemy się w życiu szczęśliwi, czy też nie. Przez większość czasu. Zdecydowaną większość czasu. I nie ma to wiele wspólnego ze stanem posiadania materialnego. A z subiektywnym poczuciem szczęścia właśnie. Choć na temat pieniędzy nigdy złego słowa nie powiem – życzę ich jak najwięcej każdemu. W tym sobie. W końcu staram się być dobrym człowiekiem, po co zatem mam Wszechświat ograniczać w dawaniu mi możliwości realizacji mej wizji?

A co, jeśli nasze „odbicie w lustrze” niespecjalnie nam się podoba? Jeśli chcielibyśmy coś zmienić? Albo dużo zmienić? No, chyba nie „dłubiemy“ wówczas przy samym lustrze. Ono tylko „mówi przecie“. Raczej zmieniamy coś w tym, co ono odbija. Czytaj: w swoich przekonaniach.

To jedyny, TRWALE SKUTECZNY, sposób na zmianę swojego życia. Na lepsze. Dokonanie zmian w swoich przekonaniach, nie innych osób. Inni mają wszak swoje „lustrzane odbicia“. Nie zapominajmy o tym.

To, o czym piszę, nie jest absolutnie żadną nowością. To prawdy znane Buddzie, Chrystusowi, Toltekom, Starożytnym Grekom, Einsteinowi, Gandhiemu, fizykom kwantowym, licznym Nauczycielom Duchowym (i nie tylko).

Ubrał je w słowa Earl Nightingale mówiąc, iż „W historii wielcy tego świata w wielu kwestiach się różnili, ale w jednym byli zgodni: stajemy się tym, o czym myślimy przez większość czasu“. Nazywając to „Największym Sekretem Ludzkości“. A jak to się dzieje? O tym pisze choćby Bruce Lipton. Pam Grout. Greg Kuhn. I wielu innych. A i ja starałem się swą cegiełkę dołożyć.

Dowód? Taki nie wprost: Ludzie o podobnych przekonaniach (i wynikających z nich podobnych myślach) mają podobne życia. A ci z nas, którzy mają życia takie bardziej inne, „odjechane“, ciekawe, spełnione mają też … inne myśli. Wynikające z innych przekonań. Czyż nie? Wystarczy ich uważnie posłuchać. No, chyba że ktoś jest głęboko przekonany, że jednak nie warto. Bo swoje wie. I zdania nie zmieni.

Bo tak naprawdę tym, co nas najbardziej od siebie różni jest to, co myślimy. Nasze myśli. Mające swe źródło w naszych najgłębszych przekonaniach. I to od nas zależy, jakie one są. Jedyną bowiem rzeczą, nad którą możemy mieć pełną kontrolę, są właśnie nasze myśli. A w konsekwencji: nasza rzeczywistość, będąca ich „odbiciem“. Wzór jest prosty: myśl, cięcie nożem, myśl, nóż i w końcu kształt.

Zapewne z niejednych ust teraz (w wyobraźni) usłyszę: „Może i masz rację. Ale co z tymi wszystkimi chorobami i nieszczęściami, które nas spotykają. Nikt przecież ich nie chce”. Jasne – nikt normalny nie chce.

Powiem tylko, że nie wszystkie nasze (istotne) przekonania są świadome, a PP działa czasami w sposób bardzo przewrotny. Mógłbym napisać więcej, ale po co macie mnie na Święta przestać lubić? 😉

Nie chodzi tu jednak o dywagacje akademickie i przerzucanie się dowodami na poparcie swych racji. Odłużmy je teraz na bok. Jeśli ktoś uważa, że piszę głupoty i nie mam racji – bardzo chętnie ją każdemu przyznam. Nie o rację bowiem tu chodzi. A o świadomość. A właściwie: o to, jak ją wykorzystać do tego, by nasze życie stawało się coraz lepsze?

Co zrobić, by następny rok był lepszy od tego (nawet jeśli ten był świetny), a kolejny jeszcze lepszy? I tak dalej, i bez końca? Nie da się, powiesz? No to masz wizję, która właśnie zaczęła się urzeczywistniać. Tworzyć Twoją przyszłość.

A może jednak się da? Osobiście: jestem o tym całkowicie przekonany. Nawet jeśli miałbym być jedynym. Choć nie jestem ☺ Staram się jednak (na ile mogę) być świadomym swych przekonań i myśli. I tego, co z nich w mym życiu wynikało i wynika. Zarówno „dobrego”, jak i „złego”. I widzę wyraźnie, jak to działa.

A jak to zrobić? – jawi się pytanie. Jak zmienić swoje przekonania, by ich „odbicie“ było bardziej zgodne z tym, co uważamy za pożądane dla siebie? Czy brew podciągnąć, zmarszczki usunąć, wyjść na dwór, by policzki kolorów nabrały? Może blasku oczom dodać? A może wszystko od razu? Albo kwas hialuronowego sobie wstrzyknąć?

Oczywiście najlepsza (najskuteczniejsza) jest metoda Aleksandra Macedońskiego, który Węzeł Gordyjski po prostu przeciął mieczem. I czasami to się zdarza – gdy doznajemy w życiu szoku (choroba, zwolnienie z pracy, bankructwo).

Wówczas nasze przekonania doznają szybkiego przeobrażenia. Swoistego „przeorania”. Ale tego nikomu nie życzymy. Czasami takie „przecięcie” to efekt naszej świadomej decyzji. Na ogół bardzo trudnej (bo ryzykownej) – niczym wypłynięcie Kolumba do Indii (Ameryka „wyszła“ mu po drodze). Ma to miejsce na ogół wówczas, gdy mamy już serdecznie dość swej obecnej rzeczywistości.

W życiu realnym zmiana przekonań wiąże się jednak na ogół z codziennym, powolnym, rozplątywaniem nitek i sznureczków. I zazwyczaj jest to bardzo skuteczna metoda. Dająca trwałe efekty. Oczywiście wymagająca czasu i wysiłku, ale co rozplączemy, pozostaje już rozplątane. Poza tym: sam ten proces może sprawiać dużo radości (o ile ma się takie przekonanie, oczywiście).

Osobiście jestem zwolennikiem mieszanki obydwu metod, czyli skoku na głęboką wodę, wypłynięcia i dalszej, konsekwentnej, nauki pływania, aż do osiągnięcia poczucia bycia „jak ryba w wodzie“. Może jest mi to bliskie ze względu na nurkowanie? Nie wiem. Wiem natomiast, że jest skuteczne.

Oczywiście każdy odczuwa związany z tym lęk. Bo co, jak się nie uda? Jak utonę? Jak nie spróbujesz, to na pewno się nie uda – mogę odpowiedzieć. A praktycznie wszyscy wypływają. Ale oczywiście można też uczyć się powoli. Najlepiej pod okiem instruktora. Albo stać na brzegu i myśleć: „Też bym tak potrafił, tylko wody się boję. A instruktor jakiś taki nie tego“.

Każdy wszak realizuje swoją Wizję. Pływania, wejścia do wody lub pozostania na brzegu. Każdy wybiera sam, mając Wolną Wolę. I każda z nich jest równie dobra, o ile my się w niej dobrze czujemy. My, z naszym własnym, indywidualnym, temperamentem. Zainteresowaniami. Pasjami. Predyspozycjami.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Po pierwsze dlatego, że może to komuś w czymś pomoże? Może ktoś w związku z tym coś przemyśli, zaobserwuje, zrozumie, zmieni? Fryzurę skoryguje 😉 Przepraszam: jakieś przekonanie (warto czy nie warto, na przykład?).

A po drugie dlatego, że dla chcących trochę „popływać“ będę miał wkrótce pewną propozycję. Może dzięki niej przyszły rok będzie dla kogoś lepszy od obecnego?

Bo dla mnie lepszy będzie na pewno. Takie mam bowiem, głębokie, przekonanie. Dlatego wspieram je działaniem. A Prawo Przyciągania niech robi swoje. Najlepiej, jak potrafi ☺

Bo wszystko nam się w życiu udaje. Wszystko, o czym jesteśmy głęboko przekonani.

YOLO!

Tomek Kania​

PS. Dr Bruce Lipton twierdzi, na podstawie ponad trzydziestoletnich badań, że nasze przekonania mają wpływ choćby na biochemię naszej krwi. A zatem: na zdrowie. Jestem na to przykładem. W ogóle nie choruję od ponad 30 lat, choć byłem bardzo chorowitym dzieckiem. Zmęczyło mnie to na tyle, że postanowiłem to zmienić. Teraz jestem absolutnie przekonany, że jestem i pozostanę zdrowy. A podświadomość, na wszelki wypadek, obniżyła mi trwale temperaturę ciała do 35,7 st.

PS 2. Jeśli kogoś dziś zanudziłem, to przepraszam. Pewnych rzeczy nie da się jednak opisać w pięciu słowach. A i tak się samoograniczałem… Tematyka jest bowiem bardzo rozległa, a wciąż za mało znana.