42

Powyższe stwierdzenie to pierwsza z zasad Huny – starohawajskiego systemu „filozoficznego”, który przez wielu uważany jest za najbardziej spójny system filozoficzny świata oraz za swoistą „prareligię”, gdyż jej elementy można znaleźć we wszystkich religiach świata. Nie o Hunie dziś jednak będzie.

Co można wywnioskować ze stwierdzenia stanowiącego tytuł tego wpisu? To mianowicie, że jeśli zmienimy „przyczynę” (nasze myśli), to zmieni się też „skutek” (nasz świat).

Albo trochę inaczej: jeśli zmienimy nasze przekonania, zmieni się nasza rzeczywistość.

Mam przy tym takie wewnętrzne przekonanie, że większość z nas niejednokrotnie zetknęła się z podobnymi stwierdzeniami. Traktujemy je jednak na ogół jakoś tak… bez przekonania.

No bo jak to? Przecież świat i rzeczywistość są jakie są. Jak mogę to zmienić, zmieniając swe myśli czy przekonania? Co, to szef nagle stanie się od tego mądrzejszy? Dróg i przedszkoli przybędzie? Sąsiad przestanie hałasować za ścianą?

Tu nie do końca o to chodzi.

Zacznę od tego, że praktycznie wszystko to, co robimy i co się w naszym życiu dzieje, wypływa z jakichś naszych przekonań. Fakt, że idąc do restauracji i widząc w menu krewetki prawie na pewno je zamówię, ma „oparcie” w moich przekonaniach. Wielu.

Że krewetki są zdrowe. I że należy jeść zdrowo. Że może zdrowsza jest sałatka, ale przecież przyszedłem do restauracji dla przyjemności, a krewetki są smaczniejsze od sałatki. Poza tym dziś biegałem, czym już przysłużyłem się swemu zdrowiu, więc „należą” mi się krewetki. I tak dalej. Swoimi przekonaniami wpłynąłem jednak na swą rzeczywistość – zjadłem bowiem krewetki, a nie sałatkę.

Truizmy? Nie wiem. Może tak. Ale to czy zjem krewetki czy sałatkę jest mało istotne. Nie ma się nad czym rozwodzić. Podobnie jak nad większością decyzji, które podejmujemy każdego dnia, a które to decyzje są pochodną naszych przekonań właśnie.

Każdy z nas ma swój system przekonań, bardzo skomplikowany, i na ogół po prostu się nad tym nie zastanawiamy. Tylko bierzemy krewetki. Gdybyśmy się bowiem zastanawiali, to byśmy zwariowali. O ile w ogóle wstalibyśmy rano z łóżka. Bo czy to w ogóle warto wstawać?

Problem jednak zaczyna się wtedy, kiedy nasze przekonania dotyczą kwestii istotnych, a w szczególności gdy stają na drodze do realizacji naszych Marzeń i naszego spełnienia. I stają się wówczas (świadomymi lub nie) przekonaniami ograniczającymi. Podam przykład. Taki w miarę uniwersalny.

Załóżmy, że jesteś Kobietą. Nie masz partnera, a chciałabyś mieć. Uważasz jednak (masz głębokie przekonanie), że masz jakiś defekt urody. Nie ważne skąd to przekonanie się wzięło. Może od koleżanek? Może z mediów, które lansują obraz kogoś nieco innego niż Ty? Może z domu rodzinnego? Wszystko jedno.

Na poziomie racjonalnym (świadomym) uważasz, że to głupie, że przecież to żaden defekt. I nie tylko Ty tak uważasz. Poza tym: nie tylko Ty „to” masz i widzisz, że wiele Kobiet mimo tego domniemanego „defektu” ma partnerów.

Ale tam głęboko coś Cię jednak „uwiera”. Masz wszak nadzieję, że Ten Jedyny nie będzie małostkowy i zaakceptuje Cię taką, jaka jesteś. Tego przecież wszyscy pragniemy.

Spotykasz Go. Znajomość się rozwija. Na tym etapie nie wiesz jeszcze, jakie on ma przekonania. Na wszelki wypadek jednak „omijasz” temat domniemanego „defektu”. Bo kto go tam wie? On oczywiście „tego” nawet nie zauważa. Naprawdę nie zwraca na to uwagi. Ale pewnego dnia, w luźnej rozmowie, mówi coś neutralnego, typu: „Ależ Kobiety potrafią wymyślać sobie problemy! Wymyśliły na przykład, że (i tu pada nazwa Twego „defektu”) to jakaś wada”.

Co się wówczas dzieje? Być może zapala Ci się „czerwona lampka”. Oho! Wiedziałam! No tak, już się zaczyna… Pytasz go zatem, czy według niego dotyczy „to” również Ciebie? Ależ skąd!, pada szczera odpowiedź. Ciebie jednak coś „dręczy”. I choć racjonalnie (świadomie) mu wierzysz, to podświadomie … niekoniecznie.

Zaczyna się proces „sabotażu”. Doszukujesz się „znaków”, że jednak nie akceptuje Cię takiej, jaką jesteś. Zaczynasz go zadręczać swoimi wątpliwościami. Tak naprawdę, głęboko, nie wierzysz bowiem, że może Cię zaakceptować z Twoim „defektem”. Oczekujesz zatem (podświadomie), że Cię jednak nie zaakceptuje.

On oczywiście nie rozumie o co Ci chodzi. Domyśla się być może, że przeszkadza Ci to, że nie jeździ jeszcze najnowszym modelem BMW, co w jego przekonaniu (również niewiadomego pochodzenia i równie nieracjonalnym) odzwierciedlałoby jego PRAWDZIWĄ wartość. Co prawda liczy na to, że je sobie kupi już wkrótce, bo ma dostać duży bonus. Na wszelki jednak wypadek „omija” ten temat, licząc, że zaakceptujesz go z tym, co ma teraz. Tego przecież pragnie. Póki co jednak brak BMW go „uwiera”.

Ciebie akurat samochody mało interesują, ale on tam „swoje wie”. Doszukuje się potwierdzenia swej „tezy” (wynik eksperymentu zależy wszak od oczekiwań eksperymentatora i on na ten wynik wpływa). No i w końcu doczekał się! Przejeżdżała taka beemka o jakiej on marzy. A Ty, nie wiedząc nawet o tym, powiedziałaś spontanicznie: „Ale czadowa fura! I jaki przystojniak za kierownicą!”.

Co dalej? Być może on sobie myśli: „Wiadomo, wszystkie laski są takie same” (przekonanie się potwierdziło). Ty myślisz zaś: „Wiedziałam, że nie zaakceptuje mnie takiej, jaką jestem”. Tego wszak (podświadomie) oczekiwałaś. No to masz … placek.

Trzaskanie drzwiami, łzy. A mogło być tak pięknie! Brak zmiany przekonań (i wynikających z nich oczekiwań) zaowocował … brakiem zmiany rzeczywistości. A dokładniej: one ją „stworzyły”. Ponownie tak samo.

Przykłady można snuć bez końca. Jeden z moich ulubionych dotyczy choćby Anity Włodarczyk i Pawła Fajdka – polskich młociarzy. Najlepszych na świecie. Oboje pojechali na Igrzyska do Rio po złoto. Tyle tylko, że Pani Anicie nogi się nie trzęsły. I „wykreowała” rzeczywistość ze złotym medalem i rekordem świata. Pan Paweł zaś… nie przebrnął kwalifikacji. Bo musiał wcześnie wstać (na co było 50% szansy), a był PRZEKONANY, że niewyspany rzuca słabo. Inni nie mieli takiego przekonania.

Chodzi mi o pokazanie zasady. Podam zatem jeszcze jeden przykład. Rzeczywisty. Mi bliski.

Mój Tata przez całe swe dorosłe życie borykał się z problemem nadwagi. Podejmował różne próby, stosował różne metody, ale tak naprawdę, głęboko, nie wierzył w ich skuteczność. W efekcie: podejmując te próby oczekiwał, że zakończą się fiaskiem. Oczywiście wynik eksperymentu zależał od oczekiwań eksperymentatora.

Aż zdarzyło się coś, iż uwierzył, że NAPRAWDĘ może sobie z tym poradzić. Zmienił swoje przekonania w tym zakresie. I oczekiwania co do „wyniku eksperymentu”. Efekt? Dwadzieścia parę kilo w 10 miesięcy. W wieku 72 lat! Bez większego wysiłku, bez efektu yo-yo.

Zmiana myśli i przekonań doprowadziła do zmiany rzeczywistości. Jego rzeczywistości. Bo nie musi już nieustannie dźwigać 20-to kilogramowego „plecaka”. A co to znaczy dla zdrowia? I zadowolenia z życia? A to też są elementy rzeczywistości. Zmienionej dzięki myślom. Bo człowiek może osiągnąć wszystko, co sobie wyobrazi i w co uwierzy.

Każdy z nas może zmienić swoją rzeczywistość. Nie ma tu równych i równiejszych. Co więcej: każdy z nas żyje w nieco innej rzeczywistości. Bo mamy różne systemy przekonań. Można je jednak zmienić. Trzeba jednak być przekonanym, że to ma sens. Głęboko przekonanym. Wówczas… wszystko się może zdarzyć.

A jak zmienić swe przekonania? A to jest dobre pytanie 😉

A tak na marginesie: jeszcze rok temu żywiłem głębokie przekonanie, że „fejs to nie dla mnie”. Na szczęście zmieniłem je, dzięki Uli. A co za tym idzie: zmieniła się moja rzeczywistość.

Dziękuję, Ula! 🙂

YOLO!

Tomek Kania