36a

Wyobraź sobie, że przypadł Ci w darze kawałek ziemi. W sam raz, żeby założyć tam ogród. To Twoja ziemia i od Ciebie zależy, co na niej wyrośnie. Co możesz w takiej sytuacji zrobić?

Wiele rzeczy. Możesz choćby zostawić ją odłogiem, bo nie masz czasu ni chęci się tym zająć. Co się wówczas dzieje? No wiadomo. Chwasty, ugór, może jakiś krzaczek – samosiejka. Trochę kwiatków.

Możesz też spróbować jakoś tę ziemię zagospodarować. Tak, by powstał tam piękny ogród. Według TWOJEGO planu. By mógł cieszyć Ciebie. Jak i innych, których do niego zaprosisz. Co wówczas robisz? Wiadomo. Najpierw jakoś go sobie wyobrażasz. Tworzysz wizję swojego ogrodu. Na górze róże, na dole fiołki. A tam czereśnia – by cieszyć się smakiem owoców i mieć cień w upalne dni.

Przystępujesz zatem do działania. Uczysz się o tym, jak ogród założyć. Jak o niego dbać. Kupujesz nasiona, sadzisz je tam, gdzie mają wyrosnąć odpowiednie rośliny. Tu róże, tam fiołki, a tam czereśnia. Podlewasz. Wycinasz chwasty. Czekasz.

Wiesz, że o ile nie przytrafi się jakaś katastrofa – ogród wyrośnie według Twojego planu. Twej wizji. Masz takie przekonanie. Pewność wręcz. Oczywiście wiesz, że pierwsze wyrosną fiołki. Na róże trzeba dłużej poczekać. I poświęcić im więcej czasu i troski. Czereśnia musi się porządnie ukorzenić, więc czasu potrzebuje jeszcze więcej. Nie dłubiesz zatem przy niej każdego ranka, sprawdzając, czy już wyrosła? Mogłoby to jej bowiem zaszkodzić.

Mijają lata. Leżysz pod czereśnią, jedząc owoce. Patrzysz na róże. Cieszysz się ich zapachem. Jak i fiołków. Od czasu do czasu coś podetniesz, wyrównasz. Czasami podlejesz. I myślisz sobie: jak to miło. Jak to dobrze, że kiedyś, z wiarą i przekonaniem i wynikającym z nich działaniem…

To co napisałem powyżej jest chyba oczywistym dla każdego z nas. Wynik eksperymentu pod nazwą „Mój Ogród” zależy od oczekiwań eksperymentatora co do tego wyniku. I podjętych w związku z tym działań.

I tylko z jakichś tajemniczych względów wciąż niewielu z nas wierzy, że tak samo jest z „eksperymentem” o nazwie Moje Życie.

To, jak nam się „układa” życie zależy od naszych oczekiwań co do tego. Te zaś zależą od naszych przekonań. I podejmowanych w efekcie działań. Tak wynika nie tylko z teorii fizyki kwantowej, lecz przede wszystkim z praktyki życia codziennego.

Przyjmijmy to (choćby na chwilę) za pewnik. Żeby się utwierdzić w tej pewności, spójrzmy na swoje życie takie, jakim jest ono teraz. I na nasze przekonania, które nas do tego „doprowadziły”. To trudne „ćwiczenie”. Dla wielu wręcz bardzo trudne. Wymaga odwagi. I szczerości wobec siebie.

To teraz będzie bardziej praktycznie. I osobiście.

Każdy z nas ma swój system przekonań. I wynikające z nich oczekiwania co do własnego życia. Pewną jego wizję. Świadomą lub nie. Każdy ma inną, dlatego każdego z nas życie wygląda nieco inaczej. Jak odciski palców.

Tych przekonań mamy wiele. Na ogół jednak układają się one w jakąś „myśl przewodnią”. Coś, co możemy nazwać swoistym „kompasem”, według którego działają choćby podświadomość i Prawo Przyciągania. Moje przekonania, ich sumę, mógłbym zawrzeć w tym, co jest na dzisiejszej grafice.

Jestem absolutnie, bez najmniejszych wątpliwości, przekonany o tym, że chcę zdobywać jak najwięcej i jak najbardziej różnorodnych doświadczeń. I zaznawać przy tym jak największych radości. Stanowi to dla mnie ogromną WARTOŚĆ. W tym celu wybrałem życie, które mógłbym nazwać „niebezpiecznym”. I jak spojrzę wstecz: praktycznie wszystko, co mi się istotnego przydarzyło, odkąd żyję w miarę świadomie, jest zgodne z tym przesłaniem.

Kiedyś jednak nie potrafiłem tego świadomie ubrać w słowa. Dlatego realizowałem tę wizję nieświadomie. Ale ją realizowałem – każdy z nas bowiem jakąś wizję realizuje. Urzeczywistnia przy tym obraz samego siebie. Zgodny ze swymi o sobie przekonaniami. Nie mamy po prostu innego wyjścia. Tak jak każdy skrawek ziemi czymś zarasta. Każdy. O ile jest tam woda.

Tak było choćby wtedy, gdy odchodziłem z prestiżowej, świetnie płatnej pracy. Brakowało mi wówczas „najbogatszych doświadczeń i największej radości”. Te, w związku z tamtą pracą, były już za mną. Popełniłem jednak przy tym pewien błąd – a widzę to z perspektywy czasu. I przed takim błędem chciałbym przestrzec.

Mianowicie zrobiłem to raczej na zasadzie „od” niż „do”. A jako że życie nie zna próżni, a każdy realizuje swoją wizję (świadomie lub nie) – w efekcie przyszło mi popatrzeć na świat z perspektywy bliskiej dna. Co samo w sobie należało oczywiście do „najbogatszych doświadczeń”, lecz nie pozwalało zaznać takiej radości, bym kiedykolwiek chciał to powtórzyć. Ale będąc szczerym wobec siebie: jestem za tamte doświadczenia bardzo wdzięczny. W końcu trudno mi się odciąć od własnej wizji 😉

Dało mi to jeszcze jedną rzecz: otóż teraz jestem ŚWIADOMY swojej wizji. Napisałem o tym zresztą choćby w „Myśl co chcesz” – w części zatytułowanej „Moja ostateczna wizja”. A będąc tego świadomym: zacząłem bardziej konkretnie i świadomie nazywać to, co rozumiem pod pojęciami „najbogatsze doświadczenia” i „największe radości”. Tak, by swe życie, swój „ogród”, bardziej dokładnie budować. Stąd wzięło się choćby pisanie. I nie tylko.

Oczywiście związany z tym jest jeszcze jeden element: wybór życia niebezpiecznego. Nie rozumiem przez to jakiegoś szaleńczego oddawania się hedonizmowi czy rzucania się z motyką na słońce. Ani podejmowania działań bardzo ryzykownych, mogących zagrażać choćby przyszłości moich Dzieci. W końcu jestem odpowiedzialnym rodzicem. Niemniej jednak z pisaniem choćby wiąże się kilka „ryzyk”: można zostać skrytykowanym, trzeba temu poświęcić czas. Za to wynikające z tego doświadczenie i radość: bezcenne!

Przez „życie niebezpieczne” rozumiem przede wszystkim świadome poszerzanie swej strefy komfortu. A co za tym idzie: podejmowanie ryzyka. Skalkulowanego. Nauczyłem się tego. Jakieś trzy – cztery miesiące temu pisałem zresztą o tym na tych łamach w swoistym mini cyklu (kto to jeszcze pamięta? 😉 Pomaga mi w tym jeszcze kilka innych moich bardzo głębokich, niezachwianych przekonań. Na przykład to, że KTOŚ nade mną czuwa i zawsze pozwoli znaleźć mi rozwiązanie. Na ogół w ostatnim momencie – dokładnie wtedy, kiedy jest mi to NAPRAWDĘ potrzebne. Potwierdziło się to już tak wiele razy, że śpię spokojnie.

Tak czy inaczej: kiedyś mniej, a teraz bardzo świadomie realizuję swoją wizję życia. A jeszcze bardziej dokładnie: pozwalam urzeczywistnić się moim oczekiwaniom co do niego. Oczekiwaniom mającym swe oparcie w moich najgłębszych przekonaniach. Popracowałem nad nimi. I wciąż pracuję.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo uważam, że dobrze jest być świadomym tego, jaką wizję siebie, swego życia się realizuje. I jaką chce się realizować. Bo to nie zawsze idzie w parze. Bardzo często nie idzie. I jeśli to, co „realizujemy” nie jest zgodne z tym, jak chcielibyśmy, by nasze życie wyglądało, musimy zmienić swoje oczekiwania co do kształtu „naszego ogrodu”. A warunkiem ku temu jest zmiana przekonań.

Problem polega jednak na tym, że przekonania możemy zmienić tylko „świadomym aktem woli”. A by tak się stało: musimy być świadomi tych przekonań, które nas ograniczają w tym, by „Ogród naszego Życia” był zgodny z naszymi Marzeniami. Nie da się bowiem zmienić przekonań, których nie jesteśmy świadomi.

Pamiętajmy jednak, iż: „Człowiek może osiągnąć WSZYSTKO to, co jest w stanie sobie WYOBRAZIĆ i w co UWIERZY”. Pod warunkiem wszak, że podejmie jakieś zmierzające ku temu działania. I powtarzam: nie jest bardzo istotnym, jakie te działania będą. Tu bowiem zaczyna działać „magia Prawa Przyciągania”.

Trzeba przy tym zachować rozsądek, by nie oczekiwać choćby, iż czereśnia wyrośnie przed fiołkami. Bo w to nikt chyba nie uwierzy…

A jaka jest Twoja wizja życia? Jakiego oczekujesz? Tak szczerze. Dla siebie.

Jaką wizję swego „Ogrodu” w związku z tym na codzień pielęgnujesz? I czy taką pielęgnować chcesz?

Taka rozrywka umysłowa na długi weekend 😉

YOLO!

Tomek Kania