23

Powyższe pytanie pochodzi z książki, którą ostatnio do siebie przyciągnąłem. Nosi ona tytuł „Wielka Magia – odważ się zyć kreatywnie”, a jej Autorką jest Elizabeth Gilbert.

To jedna z najlepszych książek, jakie dane mi było w życiu przeczytać. Poświęcę jej jeszcze trochę miejsca w niedalekiej przyszłości. Skąd jednak takie moje przekonanie?

Pani Gilbert, autorka min. bestsellera „Jedz, módl się, kochaj”, a zatem osoba która o twórczości i kreatywności wie bardzo dużo, dzieli się w niej swoimi praktycznymi uwagami dotyczącymi kreatywnego życia właśnie. Praktycznymi, podkreślam. Bo to też taki „Przewodnik (bardziej) praktyczny”.

Spośród mnóstwa celnych uwag i spostrzeżeń zawartych w tej książce, pozwolę sobie (teraz) przytoczyć dwa, z którymi się absolutnie zgadzam, nie od dziś zresztą.

A zatem: w każdym z nas, od zarania dziejów, nawet jeśli jest bardzo głęboko „zakopana”, drzemie potrzeba kreatywności. Wyrażania siebie. Swych talentów. Potrzeba tworzenia, jednym słowem. Każdemu z nas też (KAŻDEMU) towarzyszą związane z tym lęki. Przeróżne. Pani Gilbert podaje nawet dosyć długą ich listę, zaznaczając, że nie ma ona końca. I przyznając, że zawsze była osobą bardzo lękliwą.

Przytoczę tylko część z tej listy. A dokładniej: lęki, które towarzyszyły mi, zanim zacząłem pisać i poddawać to pod „osąd publiczny”.

A zatem: obawiałem się, iż:
– zostanę odrzucony, skrytykowany, wyśmiany, niezrozumiany lub – co najgorsze – zignorowany
– ktoś inny zrobił to już lepiej
– wszyscy zrobili to już lepiej
– ktoś ukradnie moje pomysły
– moje marzenia z tym związane są żenujące
– któregoś dnia uznam swoje twórcze przedsięwzięcia za ogromną stratę czasu, wysiłku i pieniędzy
– nie mam odpowiedniego przeszkolenia lub wykształcenia
– zostanę odebrany jako chałturnik, głupiec, dyletant lub narcyz
– zdenerwuje rodzinę tym co (nie „być może”, ale naprawdę ujawniam)
– jestem za stary, żeby zacząć
– będę artystą jednego przeboju
– nigdy nie stworzę żadnego przeboju.

I co? Zacząłem pisać. Mimo tych obaw. Zresztą część z nich towarzyszy mi nadal, choć w mniejszym stopniu. Choćby ta, że zostanę uznany za chałturnika, głupca, dyletanta lub narcyza. Powiem więcej: mam zamiar, pomimo tej obawy, pisać nadal.

A dlaczego? Dlatego, że mam odwagę pokazać światu (domniemane?) skarby, które się we mnie kryją. Taka jest bowiem, według Pani Gilbert, definicja kreatywnego życia.

Każdy z nas nosi w sobie takie skarby. Każdy z nas chce je wyrazić. I nie muszą to być niewiadomo jakie rzeczy. Żadna wielka sztuka czy wyszukana twórczość. Swą kreatywność można wyrażać na tysiące sposobów. Pisząc, śpiewając w chórze, tworząc apki na smartfony, hodując kozy, tworząc firmę, wychowując Dzieci, jeżdżąc na łyżwach figurowych, grając w zespole, malując, wynajdując nowe sposoby na zrobienie sernika czy rozwijając swoją karierę piłkarską, jak choćby w przypadku Kamila Grosickiego, uznanego za zdecydowanie najlepszego piłkarza ligi angielskiej w kwietniu (a to niezwykłe wyróżnienie). Co tam komu w duszy gra.

By jednak zacząć wyrażać to, co mamy (głęboko) w swych duszach – a przecież po coś zostały nam one dane – musimy pokonać drzemiące w nas lęki. Choćby przed tym, że „nie mamy żadnego talentu” – to nr 1 na liście Pani Gilbert.

Gdy to zrobimy, będziemy mogli zacząć swoje „drugie życie”. To, w którym, w przeciwieństwie do pierwszego, sami określamy kierunek. Sami dla siebie. Swój. I jak mówiłem w wywiadzie sprzed tygodnia: lepiej uświadomić to sobie w wieku lat, powiedzmy, 40 niż 75. Nie dlatego, że wtedy jest już za późno. Nigdy nie jest za późno. Dlatego jednak, by się tym swoim „drugim” życiem móc cieszyć jak najdłużej.

Bo to zupełnie inne życie. Zapewniam. Nie łatwiejsze. Pełniejsze. Radośniejsze. Spokojniejsze. I bardziej kreatywne.

Nie ja pierwszy zresztą o tym piszę. Ani nie Pani Elizabeth Gilbert. Nawet nie Konfucjusz, 2 500 lat temu. Ludzkość wynalazła bowiem sztukę jakieś 40 tysięcy lat temu. Na długo zanim wynalazła rolnictwo (30 tysięcy lat później), co samo w sobie było aktem twórczej kreatywności.

Kreatywność bowiem drzemie w każdym z nas. Trzeba tylko mieć odwagę pokazać światu (nawet jeśli będą to „tylko” Dzieci czy Partner) skarby, które się w nas kryją.

Wtedy zaczyna się nasze Drugie Życie. W ramach tego jedynego. Tylko tyle. I aż tyle.

YOLO!

Tomek Kania