Jakieś pół roku temu, na którejś ze stacji benzynowych, w drodze na narty, odebrałem @ takiej mniej więcej treści: „Panie Tomku, Pan się zna na pisaniu książek. Może mi Pan pomoże wydać moją?” Napisała go Marzena Surówka

Odpisałem, że oczywiście. Że chętnie. Że proszę o kontakt po powrocie z nart. Dostałem wtedy jej pierwszą wersję. Poprosiłem Autorkę o „uporządkowanie edycyjne”. I trochę o niej zapomniałem. Byłem zajęty kończeniem i wydawaniem „Prawa Przyciągania”. Rozpoczynałem też nowy projekt.

Ale jest też Ula. Trochę za moimi plecami doprowadziła do tego, że ta książka nabrała odpowiedniej formy. Takiej, że nie bardzo mając inne wyjście – przeczytałem ją.

I zawstydziłem się…

Książka ta jest bowiem niezwykła. NIEZWYKŁA! Co w niej niezwykłego? To, że Marzena zrobiła dokładnie to, o czym staram się pisać. Miała swoje Marzenie. I przystąpiła do jego realizacji. Dzień po dniu. Systematycznie. Zaczynając pisać nie miała pojęcia, jak doprowadzić swe Dzieło do końca? Jak wydać książkę? Nie poddawała się jednak. I „Magia” zadziałała.

Mógłbym napisać: „Brawo, Marzena!” Tyle tylko, że byłoby to w pewnym sensie niestosowne. Marzena jest bowiem chora. Ma stwardnienie rozsiane. Do tego w niezwykle rzadkiej, za to wyjątkowo „wrednej” formie. A to nie jedyne Jej ograniczenie.

Zawstydziłem się, bowiem zdałem sobie sprawę, że napisanie tej książki było dla Marzeny czymś NIEWYOBRAŻALNIE trudnym. Jak bardzo: można się przekonać tylko czytając ją. Ale nie jest to książka pesymistyczna, nacechowana użalaniem się nad swym losem. Wprost przeciwnie: jest wyważona, wręcz optymistyczna.

Napisana jest w formie pamiętnika, ale takiego „rozciągniętego” na kilka lat. I pokazuje, czym stwardnienie rozsiane tak naprawdę jest. I jak można z tą chorobą żyć. I życiem się cieszyć. Choć bywa tak trudno, że my, zdrowi, możemy jedynie powtórzyć za Wieszczem: „Szlachetne zdrowie…”

Marzena miała (i ma) swoje Marzenie. Chce, by Jej Mama mogła przeczytać Jej książkę. Chce też wlać jak najwięcej nadziei i otuchy w serca innych osób, chorych na SM. Ale nie tylko. Każdy z nas może z tej książki tę nadzieję i otuchę czerpać. Każdy.

Jesteśmy już blisko końca. Wkrótce książka ta się ukaże. Jestem dumny, że mogliśmy brać udział w jej wydaniu.

Bo to książka niezwykła. I, na szczęście, nie moja…

YOLO!

Tomek Kania