58

Załóżmy (a nie musi tak być), że masz jakieś swoje Marzenie, które towarzyszy Ci od jakiegoś czasu. Dłuższego czasu. Że jest jakaś „Góra“, której szczyt majaczy Ci gdzieś w oddali i spoglądasz na nią dosyć często. Z perspektywy dnia codziennego.

I zastanawiasz się czasami: ruszyć? Nie ruszyć? Zacząć się wspinać? Pozostać tu, gdzie jesteś? I tak się zastanawiasz…

I czasami pytasz innych o radę. Większość osób, tak naprawdę nie widzących Twojej „Góry“, a jedynie swoją (lub żadną) odpowie Ci zapewne: „Idź! Ruszaj! Wspinaj się! Bo jak nie, to za rok będziesz żałować, że nie zacząłeś dzisiaj“.

Ale ja Ci tak nie powiem. Bo śmiem w to wątpić. Dlaczego? Bo moim zdaniem zapewne nie będziesz żałować. Dziwisz się, że piszę te słowa? To je powtórzę: jeśli nie zaczniesz dziś, to najprawdopodobniej za rok nie będziesz żałować. Najprawdopodobniej.

Wszyscy chyba znamy powiedzenie o „najduższej podroży zaczynającej się od pierwszego kroku“. I o tym, że jest on najtrudniejszy. Tyle tylko, że żadna podróż na pierwszym kroku się nie kończy. Po nim muszą nastąpić kolejne. I kolejne. A to już oznacza wysiłek. Codzienny trud. Ryzyko. Zmęczenie. Zwątpienie czasami.

Oznacza to, że być może trzeba będzie wstawać wcześniej. Albo później kłaść się spać. Robić coś innego. Coś inaczej. Inaczej dni sobie układać. Lepiej planować. Oznacza też na ogół konieczność przeprowadzenia kilku rozmów, czasami trudnych. Wciągnięcia innych osób w swe plany, swą „wspinaczkę“. A im Twoja „Góra“ wcale nie musi majaczyć. Mogą widzieć inną. Albo żadnej.

Oznacza to też często konieczność rezygnacji z niektórych przyjemności. Konieczność uczenia się. Podejmowania działań. Ryzyka (cóż za straszne słowo!). A przecież wszyscy jesteśmy świadomi tego, że nie ma 100% gwarancji, że SWÓJ „Szczyt“ zdobędziemy. Zwłaszcza szybko i bezboleśnie. Od razu. Wręcz możemy być pewni, że tak się nie da.

A to oznaczać może przyszłą krytykę ze strony innych. Wszystkie to podcinające skrzydła: „A nie mówiłem!“, „To przecież nie dla Ciebie“, „Daj sobie spokój z tym wreszcie“, „Bądź realistą“, „A czy Ci źle było (jest)?“ I temu podobne.

A za tym może iść zwątpienie. Obniżenie poziomu wiary w siebie, poczucia własnej wartości.

Co więcej: pierwszy rok bywa najtrudniejszy. W tym czasie stawiamy pierwsze kroki w swej podróży. Bardzo często jeszcze nieporadne, takie „niemowlęce“. Obijamy się o rafy, spadamy na dno. Na początku nie wychodzi nam. Albo wychodzi słabo.

Co zatem podpowiada nam umysł? Umysł, który jednocześnie widzi tę „Górę“, ale jest racjonalny i widzi też wszystkie potencjalne zagrożenia? Wyolbrzymiając je przy tym na ogół? Albo umniejszając, co może być jeszcze gorsze, bo w zetknięciu z nimi wzrasta poziom naszego przerażenia. A co za tym idzie: chęci ucieczki, wycofania się.

Umysł podpowiada: poczekaj! Przygotuj się lepiej. Poczekaj na bardziej odpowiedni moment. Na ten idealny moment, kiedy wreszcie będziez mieć poczucie, graniczące z pewnością, że to właśnie TA chwila. Tylko że ten moment nigdy nie nadchodzi. A nawet jeżeli, to chwila nie trwa wiecznie. Wszystko bowiem się zmienia. Nieustannie.

Umysł podpowiada: „Masz jeszcze to i tamto do zrobienia. Teraz nie możesz, bo… Masz takie uwarunkowania, że z pewnością ich nie pokonasz. Temu i tamtemu się przecież nie udało. Zobacz lepiej, jak to zrobi X. Po co Ci to właściwie?”

I tak dalej, i bez końca. Umysł to potężne narzędzie. A jego podstawową „powinnością“ jest dbać o nasze bezpieczeństwo. Nie o nasze spełnienie. O to dbać musimy my sami. Pokonując przy tym ograniczenia naszego umysłu.

Umysł jednak nie poddaje się tak łatwo. I często „bierze górę”. A my jej, tej swoje „Góry“, nie zdobywamy.

I tak pozostajemy w swej strefie komfortu. Widzimy lśniący, majaczący gdzieś w oddali Szczyt. I mija rok. I wciąż jest tak, jak było. Przed rokiem. Dwoma? Trzema? My tu, a „Góra” tam. Nie żałujemy, że wtedy nie zaczęliśmy. Bo niby czego? Skoro nic się nie zmieniło, to skąd w ogóle mamy wiedzieć, czy i czego mamy żałować?

Żałować możemy dopiero wtedy, gdy zmienimy perspektywę. Zaryzykujemy. Ruszymy się. Zrobimy tych pierwszych ileś kroków i spojrzymy pod innym kątem. Z innej wysokości. I wtedy dopiero możemy zacząć żałować, że nie zaczęliśmy wcześniej. Ale żeby to zrobić, musimy wpierw podjąć DECYZJĘ. I zacząć ją realizować. Konsekwentnie. A przecież oznacza to, że „…być może trzeba będzie wstawać wcześniej. Albo później kłaść się spać. Robić coś innego. Coś inaczej“.

A umysł swoje…

Dlatego śmiem watpić, że jeśli nie zaczniesz dziś, to za rok będziesz załować. No, chyba że zaczniesz między dziś, a za rok. Wtedy zapewne będziesz żałować, że jednak nie dziś. Bo jak już zaczniesz, to zapewne okaże się, że jednak warto było. Że życie i tworzona przez nas rzeczywistość wyglądają inaczej. Lepiej? Ciekawiej?

A i umysł się przystosuje. Zobaczy te wszystkie „strachy na lachy“ z innego miejsca. Że „nie taki diabeł straszny“. Co więcej: jego podświadoma część zacznie szukać i wskazywać nowe drogi. Nowe rozwiązania. Podpowiadać. Bo jak się już ona przekona, że nie ma odwrotu, to… weźmie się do roboty.

Skoro jednak nie ma większego znaczenia czy zaczniesz jutro czy, powiedzmy, za pół roku, bo i tak będziesz za rok żałować, że nie było to dziś, to po co czekać? Najlepiej zacząć dziś.

No, chyba że jednak nie zaczniesz w ciągu najbliższego roku. W końcu po drode znów będą Święta jedne i drugie, urodziny, imieniny, Nowy Rok i wakacje. Szybko zleci. Nic się wielkiego nie zmieni. Czego tu zatem żałować? Nie, w takim przypadku nie będziesz za rok żałować.

Przyjdzie jednak taki moment, że będziesz. A kiedy? O tym następnym razem. Chyba że już wiesz…

A rok to jednocześnie bardzo dużo, jak i bardzo mało czasu. Wszystko może bowiem być jednocześnie czymś i czymś zupełnie innym. To kwestia postrzegania. W rok można bardzo zbliżyć się do swojego Szczytu. Choć rzadko można go w tym czsie zdobyć.

Można też nie zbliżyc się wcale. I wciąż mieć swoje Marzenie… Majaczące w oddali.

YOLO!

Tomek Kania