40

Przez wiele, wiele lat miałem pewien problem. A sprowadzał on się do niemożności znalezienia odpowiedzi na proste, zdawałoby się, pytanie: Jak żyć?

Żyj chwilą. Tylko ta chwila się liczy. Piękne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy. Piękne są tylko chwile. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Chwilo trwaj wiecznie. Jutro o tym pomyślę. Inwestuj w swą przyszłość. I wiele jeszcze innych podobnych, często wzajemnie sprzecznych, przesłań i myśli dobiegało mnie (jak i każdego z nas) z różnych stron.

Oczywiście jestem świadom tego, że nie możemy wyjść poza chwilę obecną. Że tylko w niej żyć możemy. Z „Potęgą teraźniejszości” Eckharta Tolle zetknąłem się już ze 20 lat temu. Tyle tylko, że wiem, iż „jutro” też nadejdzie. Wielokrotnie. Jeszcze kilkanaście tysięcy razy. I dobrze byłoby, żeby za 10 lat też było fajnie. A „wczoraj” też się całkiem z pamięci wymazać nie da. W końcu tych kilkanaście tysięcy „wczoraj” doprowadziło mnie (nas) do „dzisiaj”. Jak zatem żyć?

Aż w końcu zrozumiałem. Pamiętam tę chwilę, gdy wszedłem do jednej z wrocławskich restauracji, gdzie zobaczyłem zdjęcie niedbale opartego o samochód „Buntownika bez powodu” James’a Dean’a, a pod nim rozwiązanie mego „problemu”. Snuj marzenia tak, jakbyś miał żyć wiecznie; żyj tak, jakbyś miał umrzeć dziś. Eureka!

Cóż z tego bowiem wynika? Po pierwsze to, że powinniśmy, musimy wręcz, mieć Marzenia. Najlepiej rożne, również takie dalekosiężne. Powinniśmy patrzeć daleko w przód. Bo lata jeszcze przed nami. Dużo lat. A z drugiej strony: nie możemy tracić z „radaru” TERAZ.

Swe Marzenia powinniśmy realizować już DZIŚ. Coś w tym kierunku robić. Ale również DZIŚ znajdować chwile na takie rzeczy, które nie służą budowaniu przyszłości, realizacji Marzeń. Służą zaś temu, żeby DZIŚ odznaczyło się czymś fajnym. Wartym przeżycia. Godnym zapamiętania.

Jako że jestem człowiekiem dosyć praktycznym, zacząłem tę ideę wdrażać w życie. Konsekwentnie. Każdego dnia. Co to w rzeczywistości oznacza? Dokładniej piszę o tym w „Myśl co chcesz”, w części zatytułowanej „Bo liczy się każdy dzień”.

W skrócie jednak: wyobraziłem sobie, jak chciałbym, by wyglądało moje przyszłe życie. Nazwałem konkretne Marzenia, jakie chciałbym zrealizować. Lista nie jest bardzo długa, ale rozłożona w czasie. Są na niej takie mniej i bardziej „dalekosiężne”. Dotyczą też trzech kategorii: „być”, „zrobić” i „mieć”.

I teraz każdego dnia (tak, KAŻDEGO dnia) staram się robić coś, co służy budowaniu przyszłości. Realizacji tych Marzeń. Polega to na zwykłym, codziennym, „popychaniu spraw do przodu”. Związane jest to z pracą, lecz nie tylko (latem na przykład codziennie rano biegam – buduję w ten sposób swoje zdrowie na przyszłe lata). I wszystko, co robię, staram się robić z jak największym ZAANGAŻOWANIEM. W końcu służy to realizacji moich Marzeń. Wchodzeniu na MÓJ szczyt. Nie narzekam zatem.

Z drugiej zaś strony: również każdego dnia staram się robić rzeczy oderwane od przyszłości. Po prostu być „tu i teraz”. A na koniec każdego dnia wybieram (i zapisuję) sobie jedną rzecz, która w nim była najfajniejsza. Nieważne przy tym czy służyła budowaniu przyszłości, czy tylko dzisiejszej przyjemności.

Efekty, które dzięki „spotkaniu z Buntownikiem bez Powodu” osiągnąłem zaskoczyły nawet mnie. Przede wszystkim – „zatarły” mi się dni. Nie ma już dla mnie specjalnego znaczenia czy jest sobota czy czwartek. Lato czy zima. Każdego bowiem dnia wydarza się coś, co jest tego dnia najfajniejsze! Co więcej – wstając rano wiem, że coś takiego mnie spotka. I spotyka!

Ponadto: codzienna „praca” nad budowaniem przyszłości (czytaj: realizacją Marzeń) przestała być znojem. A zaczęła być przyjemnością. Dlatego napisałem „praca” w cudzysłowie. Co więcej: ze względu na fakt, że „popychanie spraw do przodu” jest ukierunkowane (bo wiem jaki jest tego cel), w sposób oczywisty przynosi to efekty. Zbliżam się bowiem do swego „szczytu”. A Prawo Przyciągania mnie wspomaga, bo wie, co (po co) ma przyciągać.

Dlaczego to piszę? Dlatego że każdego z Was zachęcam do praktycznego zastosowania mądrości James’a Dean’a. Dzięki niej można rzeczywiście „zatopić” się w teraźniejszości, wiedząc, że służy to również przyszłości. Czerpiąc jednocześnie z doświadczeń przeszłości. A czas się wówczas zaciera. Staje się jedną, baaardzo długą, chwilą. Szczęśliwą chwilą. Tak to odczuwam.

I choć dzisiaj jest niedziela, to jest ona tylko i aż dniem przed poniedziałkiem. I po sobocie. Ale czy ma to jakieś większe znaczenie?

YOLO!

Tomek Kania

PS. Nie wiem, co mnie dziś najfajniejszego spotka. Zapewne koncert Coldplay, na który wybieramy się z Żoną. Ale to się okaże dopiero wieczorem. A to jeszcze dużo czasu (do wykorzystania) 🙂