Odkąd zacząłem pisać nie „do szuflady“, a na niwie publicznej, spora część moich znajomych uaktywniła się i nabrała większej ochoty na to, by pogadać ze mną „o życiu“. Zwłaszcza, że są to osoby mniej więcej w moim wieku, czyli 40+, a to oznacza, że, tak w przybliżeniu, dwie z czterech Wiosen Życia są juz za Nimi (nami), ale dwie jeszcze przed.

Czas zatem na jakieś „bilanse“ oraz „plany na przyszłość“. Czas zaczyna wywierać pewną presję… A jako że o tym właśnie w dużej mierze piszę – nie dziwi mnie, że chcą pogadać. Są to różne rozmowy. Czasami dłuższe, czasami krótsze. Część zna moje książki, część nie. Z niektórymi spotykam się regularnie, ale są i tacy którzy „wygooglali“ mnie po latach. I się teraz odzywają. Nareszcie 🙂

Te rozmowy często mają taki, mniej więcej, przebieg:

Rozmówca: Cześć Tomek! Co tam u ciebie. Podobno jakieś książki napisałeś?
Tomek: Tak! Dwie. I wydałem. Ponadto prowadzę fanpage (tu z dumą klikam w swoją ikonkę na smartfonie i pokazuję). Patrz! Już prawie 10,000 polubień ma ☺

R: Wow! No, to gratuluję. Ale po co Ty to właściwie robisz?
T: To dosyć długa historia. Trochę dla Dzieci, trochę dla siebie. Ale też dla tych, którzy chcą to czytać. Dla nich piszę.

R: No fajnie! Misja misją, przyjemność przyjemnością, Dzieci Dziećmi, ale kasę chociaż z tego masz? (Tu przechodzimy do „konkretów“, no bo wiadomo – skoro nawet e-booka o pieniądzach wydałem…)
T: Cóż, zawsze mogłoby być więcej czytelników… Ale nie dokładam. Nie jest to jednak moje główne źródło dochodów. Ani też jedyne – mam inne. Pracuję. Nie zakładałem też, zaczynając, że będzie inaczej. Przynajmniej na początku. Może kiedyś to się zmieni? W „Myśl co chcesz“ napisałem przecież jaki jest związek między robieniem tego, co się naprawdę lubi, a dochodami. Takie tam „Honey – Money“. Czytałeś?

R: No taaak… Ale chce ci się tak? Mogą cię krytykować. Ryzykujesz. Nie szkoda ci na to czasu?
T: Jedni krytykują, inni nie. Kto nie ryzykuje, szampana nie pije. Chce mi się bardzo, a czasu mi nie szkoda. Mam poczucie, że sensownie go wykorzystuję. Ale co najważniejsze: wciągnęło mnie to. Czasami mam wrażenie, że piszę za dużo. Zajmuje mi to myśli. Jakoś tak samo z siebie… Mam z tym dużo zabawy. Czuję się nakręcony. Wszędzie szukam inspiracji. Dużo się przy tym uczę.

R: Wiesz, ja sobie o tobie myślę, to dochodzę do wniosku, że też bym tak chciał… Ale sam rozumiesz: praca, rodzina, ciągły brak czasu. Kredyt, rachunki. Szczęściarz z ciebie!
T: No co Ty? Też mam pracę, dwoje małych Dzieci, rachunki, dwa psy. A do najbliższego sklepu 1,5 kilometra. I nic tam nie ma. Da się…

R: No ale jak? Kiedy znajdujesz na to czas?
T: Rano, gdy biegam, obmyślam sobie plan dnia i potem go realizuję. Po prostu.
R: Eeee, nie. To nie jest takie proste. Ale wiesz… Bo ja właściwie może też bym tak mógł, tylko, wiesz… sam nie wiem, co by to miało być? Co miałbym takiego robić?

T: A KIEDY chcesz się tego dowiedzieć? Czas mija.
R: No wiem, wiem… Ale wiesz, właściwie to ja nawet wiem, co by to miało być. Myślę o tym od lat. Tylko wiesz… Czasu nie ma. Poza tym: może się nie udać.
T: To KIEDY chcesz zacząć? Spróbować? COŚ ZROBIĆ?

R: No tak o tym ciągle myślę… Ale nie wiem, co mam właściwie zrobić? Poza tym: nie jestem taki jak ty.
T: No jasne, że nie jesteś. Nie jesteś mną. A co zrobić? To, o czym piszę w książkach: cokolwiek. Byle w obranym przez siebie kierunku. I robić coś w tym kierunku każdego dnia. To wystarczy. Na początek. Potem „samo pójdzie“. Polecam „Prawo Przyciągania“ (to taka autopromocja). Wiesz, jeszcze dwa lata temu nie miałem pojęcia, że będę pisał coś innego niż smsy i służbowe @, a półtora roku temu nie miałem miałem pojęcia, że istnieje coś takiego jak fanpage, ale zrobiłem to. Określiłem SWÓJ kierunek i zacząłem w nim, konsekwentnie, podążać. Taką podjąłem DECYZJĘ.

R: (Czasami lekko poirytowany): Ale ty nic nie rozumiesz! To NIE DLA MNIE! Bo ja nie jestem…

I tu następuje litania kim to kto nie jest. Mógłbym napisać, że wymówek, ale to by było zbytnie uproszczenie. Nie napiszę zatem. Zwłaszcza, że sam kiedyś podobnie myślałem. Aż przeczytałem słowa Boba Proctora. I wszystko się „ułożyło“. Kropki się połączyły.

Co te słowa dla mnie znaczą?

To, co myślimy o sobie (kim jesteśmy), to nasza strefa komfortu. Tacy nauczyliśmy się być (wykorzystując nasze predyspozycje – te każdy ma inne). Nie jesteśmy tymi, kim myślimy, że jesteśmy. Tak naprawdę jesteśmy dużo, dużo „więksi“. Potężniejsi. Mamy dużo większy potencjał. Wszyscy. Jak jeden. Każdy może się rozwijać. Wszyscy chyba czujemy to intuicyjnie.

To zaś, co myślimy o sobie (kim NIE jesteśmy), leży poza naszą strefą komfortu. Pomiędzy leży granica. Granica w naszym umyśle. Granica, która sami sobie postawiliśmy. Czasami nazywam ją (za B. Proctorem) „Barierą Terroru“. Ale jest to granica, którą możemy przesunąć. Nauczyć się „siebie na nowo“. Stac się kimś „większym“. Kimś (nieco) innym.

Każdy to może zrobić. Problem polega na tym, że bardzo często sama myśl o tym budzi w nas lęk (to „Bariera Terroru”). Stąd bierze się irytacja, gdy ktoś przekonuje, że jednak można te granice przekraczać. Ustanawiać nowe. I że nie jest to takie trudne. Trzeba jedynie (i aż) wyznaczyć SWÓJ kierunek. I zacząć w nim podążać. Co nie ma wiele wspólnego z „twardym stąpaniem po ziemi”. Ma za to z realizacją naszych Marzeń.

Niby proste. Ale wcale nie takie łatwe. Wiem to i rozumiem. Co nie zmienia faktu: Kierunek! Pierwszy krok! Następne kroki! Inaczej będziemy kręcić się w kółko. A CZAS będzie mijał.

Wiem, że wiele osób w to nie wierzy. Wiele nie wierzy w siebie. Dlatego nie namawiam do skoków 😉 Kierunek. Powolny marsz. Może być nawet pełzanie. Byle konsekwentnie do przodu. A wtedy zmienia się rzeczywistość wokół nas. Zmienia się perspektywa.

I, bardzo często, nabieramy przy tym wiary w siebie. I zastanawiamy się: jak w ogóle mogliśmy myśleć, że nie jesteśmy tym, kim się przy tym staliśmy? Ruch to życie ☺

A przecież, parafrazując, tyle o sobie wiemy, na tyle się znamy, na ile się sprawdziliśmy. I naprawdę ciekawych rzeczy możemy się przy tym o sobie dowiedzieć. Warto?

Komu zatem w drogę… Za granicę! ☺

YOLO!

Tomek Kania