Pisałem ostatnio („Strażnik u naszych wrót“) o tym jak ważnym jest, by nie pozwalać na to, żeby nasze wnętrza „zalewały“ różnego rodzaju negatywizmy (w szczególności: negatywne myśli i emocje), które nas obciążają, zatruwają i powodują, że życie jawi się nam raczej jako „wyrok“ niż jako dar.
 
By niedopuszczać do siebie tych niechcianych myśli i emocji najlepiej jest „wyłapywać“ je już na etapie ich powstawania i albo odrzucać, albo zamieniać na im przeciwne – pozytywne. W jednym i drugim przypadku potrzebna jest nam świadomość. Bycie uważnym. Bycie w „tu i teraz“. Tak, byśmy adekwatnie zareagowali na to, co nam się (tu i teraz) przytrafia.
 
Co mam na myśli? To, że o jakości naszego życia nie decyduje to, co nam się przydarza, ale nasze (świadome lub nie) reakcje na to. Nie wiem, czy proporcja 10% – 90% jest właściwa, ale zapewne nie jest daleka od prawdy.
 
Nasze życia, ich codzienny, coroczny „kształt“, gdy spojrzymy na to z zewnątrz – nie są jakoś specjalnie odmienne. A z pewnością mają ze sobą wiele wspólnego.
 
Każdy z nas się rano budzi (przy czym „rano“ jest nieostre). Każdy zjada w ciągu dnia jakieś posiłki. Każdy przeżywa doby składające się 24 godzin. Ty, ja, Putin, moje Dzieci, Shakira czy trener Nawałka. Ale reakcje na ten fakt już są różne – widzę to choćby w mojej Rodzinie. Cztery osoby – cztery reakcje na to, że trzeba rano wstać.
 
Prawie każdy z nas pracuje lub się uczy. Ma jakieś obowiązki. Do pracy jeździmy na ogół samochodami. Tam mamy swoich szefów, nauczycieli, kolegów i zadania do wykonania. Tak Prezydent (którego „szefem“ jest naród), jak i górnik strzałowy.
 
Prawie wszyscy odnosimy jakieś sukcesy, ponosimy jakieś porażki. Reagujemy na nie jednak różnie. Wszyscy chyba Obchodzimy Boże Narodzenie. Urodziny raz w roku. Jeździmy na wakacje, a po spożyciu nadmiaru alkoholu cierpimy.
 
Oczywiście robimy to w różnych miejscach i warunkach, ale te nie decydują o naszych reakcjach. Nigdzie nie jest powiedziane, że jeśli pojedziemy na Hawaje, to każdy nasz spędzony tam dzień będzie niczym w raju, podczas gdy nad Bałtykiem nie da się być szczęśliwym i radosnym.
 
Każdy z nas zarabia i wydaje pieniądze. Jedni więcej, inni mniej, ale to nie bezwzględne wartości, wyrażone w jednostkach obliczeniowych (USD, PLN czy EUR) decydują o naszych reakcjach na to, że mamy coś do zrobienia, że ktoś powie nam coś niemiłego, że pada deszcz.
 
Jeśli mamy Dzieci, to na ich śmiech możemy zareagować empatycznie, albo go w ogóle nie zauważyć. Podobnie jeśli kichną – możemy podać im chusteczkę lub panikować i wzywać karetkę.
 
Jeśli ktoś zajedzie nam drogę, możemy pokazać mu „znak pokoju“ i zwyzywać lub zwolnić i nie dać się sprowokować.
 
Nasze reakcje to nasz wybór! Zawsze. W każdej sytuacji. To tak jak w restauracji: każdy dostaje to same menu, ale każdy wybiera z niego coś innego.
 
Pytanie tylko, czy nasze reakcje, nasze wybory tych reakcji, są adekwatne do sytuacji, czy nie? Czy są świadome, czy automatyczne? Czy, jeśli negatywne, to nas „zalewają“, wdzierając się do naszego wnętrza i „podtapiając“ naszą łódkę, czy odbijają się od nas niczym fale od kadłuba? A jeśli pozytywne – czy nas wypełniają?
 
Swego czasu usłyszałem, że tylko około 3% ludzi naprawdę myśli (są świadomi większości swych myśli). Kilka procent – myśli że myśli. Reszta – reaguje. Nie wiem czy to prawdziwe liczby. Nie ma to dla mnie specjalnego znaczenia. Ma za to znaczenie, jak ich rozpoznać. Mam swoją „metodologię“.
 
Tych pierwszych najłatwiej rozpoznać po tym, że zapytani odpowiadają tak, że przed udzieleniem odpowiedzi nie wiemy, jaka ona będzie. Zastanawiają się bowiem nad tą odpowiedzią. Sami zadają pytania. Poszukują, dowiadują się, zaglądają na fajne fanpage 😉 Nie uznają, że wszystko wiedzą. Raczej twierdzą, że „wiedzą, że nic nie wiedzą“. Dlatego starają się rozwijać. Myśleć co chcą.
 
Tych drugich, myślących że myślą, najłatwiej rozpoznać po tym, że zapytani nie poszukują najlepszej odpowiedzi, a jedynie odpowiedzi najlepiej dopasowanej do jakiejś tezy. Najlepszym przykładem są tu politycy – oni zawsze mają jakąś tezę, a na pytania odpowiadają tak, by udowodnić, że ich teza jest jedyną prawdą. Że zawsze mają rację. Nie ma znaczenia, czy mają. Często ich odpowiedzi są „inteligentne”, zagmatwane, pokrętne. Tacy ludzie znają na ogół odpowiedzi na pytania zanim te pytania padną. Ci raczej nie poszukują. Już znaleźli.
 
O tych ostatnich nie będę się rozpisywał. Na ogół na wszelkie pytania odpowiadają podobnie. Niezależnie od okoliczności. Wiadomo – „wszyscy faceci / laski są tacy sami“. Każdy uchodźca to… Wszystkim chodzi tylko o jedno… I tak dalej. Wszyscy, każdy, zawsze, nikt, nigdy. To częste „składowe” ich odpowiedzi.
 
Jestem bardzo daleki od jakichkolwiek ocen. Nie wiem też, kto ma lepiej? Najlepiej? Wiem jedno – jeśli ktoś chce prowadzić ciekawe, różnorodne, niestandardowe życie nie może być w tym życiu „reaktorem“. Powinien, a nawet musi być „aktorem“. Reagującym inaczej. Inaczej niż inni i inaczej niż wczoraj. Nawet, jeśli znów przytrafia się to samo…
 
Powinien być świadomym i myślącym. Kwestionować zastane prawdy. Pytać: jak żyć? Niestrudzenie szukać sensu życia.
 
Bo, jak słusznie zauważa Gumball: SENSEM ŻYCIA JEST ODNALEZIENIE SPOSOBU JAK ŻYĆ, BY CIESZYĆ SIĘ ŻYCIEM!!!
 
A to oznacza, że trzeba poszukiwać. I dokonywać wyborów. Samemu. Nikt bowiem, nawet Premier, tego za nas nie zrobi. Nie powie, jak żyć…
 
Owocnych i świadomych poszukiwań wszystkim nam życzę. Mamy czas. Wykorzystajmy go jak najlepiej 🙂
 
YOLO!
Tomek Kania