Każdy z nas ma jakieś przekonania ograniczające. Tak Ty, jak i ja. Nawet Donald Trump. KAŻDY! Każdy też może je zmienić. KAŻDY. Na te korzystne dla siebie. Bo to nie żadna „ujma” czy „ułomność”.

Mimo tego, że tematyką rozwoju osobistego zajmuję się, na własny użytek, od jakichś 30 lat, to dopiero niedawno zetknąłem się z pojęciem Przekonań Ograniczających. Nie jestem nawet w stanie powiedzieć gdzie w Polsce można o tym przeczytać. Zafascynowało mnie to jednak na tyle, że postanowiłem „zgłębić temat”. Poświęciłem temu sporo czasu. Zrozumienie tego pozwoliło mi na wiele rzeczy, które doprowadziły mnie do tego miejsca. Do miejsca, gdzie chcę i mogę o nich pisać, a Ty możesz to czytać. By tak się jednak stało musiałem „wykryć” i zmienić wiele spośród moich przekonań ograniczających.

Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że staram się pisać i mówić tylko o tym co sam wiem, rozumiem i jest częścią mojego życia. Trudno zatem byłoby mi o nich pisać, gdybym nie był świadomym swoich. Gdybym tej zmiany nie dokonał. I gdybym nie widział, jaki wręcz zbawienny wpływ wywarło to na moje życie. Stąd czerpię odwagę.

Przekonania Ograniczające to nasz „chleb powszedni”

W uzupełnieniu do tego artykułu postaram się nagrać wkrótce film, w którym chciałbym lepiej zobrazować to, czym owe przekonania są. Teraz napiszę tylko krótką ich definicję, którą „opracowałem” na użytek własny oraz tych, którzy mają wystarczająco dużo zaufania i cierpliwości do mnie, by te słowa czytać. Otóż:

Przekonania Ograniczające to takie przekonania, które tkwią bardzo głęboko w nas i utrudniają lub uniemożliwiają nam odnoszenie w życiu Sukcesu, rozumianego jako „Działanie na najwyższym poziomie jednostki w kierunku spełnienia jej marzeń i pragnień”

Innymi słowy: stoją one na drodze do naszego rozwoju w wybranym PRZEZ NAS kierunku.

Zgodnie z powyższą definicją nie możemy nie mieć przekonań ograniczających dopóki nie zrealizujemy wszystkich naszych marzeń i pragnień. Lub się ich nie „pozbędziemy”. Czyli dopóki nie osiągniemy stanu całkowitego SPEŁNIENIA lub NIRVANY. Co, w przybliżeniu, na jedno wychodzi. A to udało się jedynie nielicznym w historii.

Brzmi groźnie, prawda? 😉 Na szczęście nie jest tak źle. A nawet: jest dobrze, a może być jeszcze lepiej. A tak serio: dążenie do tych stanów oznacza ROZWÓJ, a ten jest naturalną, instynktowną potrzebą i przeznaczeniem człowieka. Każdego człowieka. I nie ma znaczenia, czy ktoś jest tego świadom, czy nie. Na ogół, niestety, jeszcze nie.

Tak czy inaczej: wszyscy dążymy do Spełnienia, ale każdy z nas rozumie je inaczej. Bo jest inny. I jeśli jeszcze go nie osiągnęliśmy (a kto osiągnął?), to na drodze stoją nam jakieś przekonania ograniczające. I nawet jeśli je przezwyciężymy, zmienimy na te wspierające, to pojawią się nowe. Tyle tylko, że już na zupełnie innym, „wyższym” poziomie. Bliższym Spełnienia. Bo się rozwiniemy. Zbliżymy do Absolutu. I o to w tym wszystkim chodzi. Przynajmniej tak to rozumiem.

Przekuwam teorię w praktykę!

Dobra, dosyć teoretyzowania. Przejdę do przykładów praktycznych.

Otóż jak każdy człowiek (a nawet „nadczłowiek”): mam swoje przekonania ograniczające. Gdzieś bardzo głęboko w sobie. Takie, które powstrzymują mnie przed podejmowaniem „Działania na najwyższym poziomie jednostki w kierunku spełnienia jej marzeń i pragnień”. Tyle tylko, że jestem JUŻ tego świadom i wiem, jak je w sobie znaleźć i „przezwyciężyć”, by swe Marzenia realizować.

To co teraz napiszę nie jest żadną formą „autoreklamy”, a ma jedynie służyć za przykład. Napiszę zatem trochę o tym, przez co „przeszedłem” (w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu), bym mógł napisać książkę i by mogło nastąpić wszystko to, co jest z tym związane. O tym, co stało się częścią mojego życia.

A działo się.

Przede wszystkim cały „proces”, dla swej skuteczności, wymaga ogromnej wprost szczerości w stosunku do samego siebie. Często bowiem „dłubiemy” w sobie na naprawdę głębokich pokładach emocjonalnych. A nie tylko na „intelektualnym” kiwaniu głową ze zrozumieniem. Bo nie tyle chodzi tu o owo zrozumienie, co o „poczucie tego” w sobie.

Nie jest to proste. Wymaga stanięcia przed lustrem i odrzucenia, z pełnym przekonaniem, pierwszego i podstawowego przekonania ograniczającego, które brzmi „Ja? Ależ ja nie mam żadnych przekonań ograniczających!”.

Donald Trump ma, a ja nie mam? No, spójrz w to lustro… Inaczej z miejsca nie ruszysz. W stronę Spełnienia. Dodam przy tym, że każdy z nas ma inny „zestaw” takich przekonań. Mój zawierał na przykład takie:

Jestem taki wspaniały!

Powtarzam: to żaden PR, a stwierdzenie faktu. Otóż w życiu udało (?) mi się odnieść sporo sukcesów. Nie będę ich wymieniał, bo za mało tu miejsca 😉 Ale generalnie doprowadziły mnie one do przekonania, że Jestem Taki Wspaniały! Po prostu wykształciłem w sobie obraz siebie samego jako tego, który za co się nie weźmie, to mu się udaje. I to było chyba moje najważniejsze przekonanie ograniczające! Bo jak tu napisać książkę, jeśli się tego wcześniej nie robiło? A o czym właściwie? A co, jak się nie spodoba? A co, jeśli poniosę porażkę? Co, jeśli mój „wspaniały obraz” ulegnie rozbiciu? Lub choćby zarysowaniu? Co powiedzą inni? Dzieci? Jak się będę z tym czuł? Prawda, że to istotne pytania? Też sobie takie zadajesz czasami?

Moja odpowiedź (teraz) brzmi: co z tego? Po prostu poniosę porażkę. Nie ja pierwszy, nie ostatni. Trudno, mój „Wspaniały Obraz” ucierpi. A co jeśli nie spróbuję? A co, jeśli odniosę sukces (czytaj: doprowadzi mnie to do dalszych działań w celu realizacji mych marzeń i pragnień?). Nie rozumiałem wtedy jeszcze, że jeśli weszło się na „wysoką górę”, to żeby wejść na jeszcze wyższą trzeba po prostu z tej pierwszej zejść i rozpocząć wędrówkę na szczyt drugiej. I decydującym argumentem było tutaj: a co, jeśli do końca życia będę żałował, że nie spróbowałem? Spróbowałem zatem. Efekt do przeczytania.

Bo ja to wszystko wiem! Oooo! To jest dobre. Jedno z moich „ulubionych”. Miałem swego czasu (wcale nie tak dawno temu) takie przekonanie, że „kto jak kto, ale ja to już wiem wszystko”. Tyle książek przeczytałem, tyle przeżyłem (nazbierało się tego trochę), tyle osiągnąłem, że:

Co Wy mi tu „truć” będziecie? Boże, jak ja się tego wstydzę… Sam przed sobą. Nawet gdy to piszę. I ile czasu przez to zmarnowałem!

Ale uznaję, że był to niezbędny etap w moim rozwoju. Czyli zatrzymanie się w nim. A nawet regres. Czym to się mogło skończyć napisałem choćby w „Dlaczego nie żyje Prince”. Na szczęście oprzytomniałem. Stwierdziłem, że „Wiem, że nic nie wiem” i uznałem to za punkt wyjściowy. Zacząłem się znowu uczyć. Każdego dnia czegoś. Każdego. I, jak piszę w książce, odkryłem w sobie na nowo taką dziecięcą ciekawość świata i życia. A mam z kim w domu „konkurować” 🙂 Tak czy inaczej: zdobyta wiedza pozwoliła mi tę książkę napisać.

Mam swoje uwarunkowania! A kto nie ma?, pytałem, gdy ktoś mi „wyjeżdżał” z takim argumentem. Bo nie rozumiecie: ja miałem SWOJE UWARUNKOWANIA! A kto nie ma? zadałem w końcu sam sobie to pytanie przed „lustrem”. No właśnie, kto nie ma? Trump, Merkel czy Putin też mają. Podobnie jak Justyna Kowalczyk, Doda czy Janusz Gajos. Moje uwarunkowania wynikają w dużej mierze z moich przekonań ograniczających. Zmienię przekonania, zmienię uwarunkowania! Tak też się stało. Podjąłem DECYZJĘ, że napiszę i wydam książkę. Znalazłem („stworzyłem”) czas na to. Aktywowałem Prawo Przyciągania (ni stąd ni zowąd „znalazły się” niezbędne zasoby, o czym pisałem choćby tutaj: „Prawo Przyciągania: jak napisałem książkę?”). I nagle moje uwarunkowania zmieniły się w inne uwarunkowania. No, trochę im pomogłem. I lepiej mi z tym.

Musi być na poważnie. Skoro podejmuję poważną tematykę to MUSI być na poważnie. A przecież mam dużo dystansu do siebie i otaczającej mnie rzeczywistości oraz swoiste „poczucie humoru”, których wyzbyć się ani nie chcę, ani chyba nie potrafię. A jak tu pisać z przymrużeniem oka o poważnych sprawach? Do tego jeszcze na FB! Rozejrzałem się zatem dookoła. Jim Rohn, Tonny Robbins, Harv Eker, Joe Vitale, Alex Mandossian i wielu innych też maja ten „problem”. Poza tym: książka ma być swoistym „przewodnikiem” również dla moich Dzieci w przyszłości. Starałem się zatem dystansu nie stracić. A czy mi to wyszło?

Jestem na to za STARY! Przecież w moim wieku to już się „powinno” myśleć o utrzymaniu status quo (a kto tak powiedział?) No dobra, z tym „argumentem” poradziłem sobie dosyć szybko. W końcu „Choć do przerwy 2:1, to gra się do końca!” A przecież dopiero co zaczynam drugą połowę. I mam zamiar „działać na najwyższym poziomie…”, by była fajniejsza niż pierwsza. A tę przecież wygrałem, w moim subiektywnym odczuciu.

Powyższe to tylko niektóre z moich przekonań ograniczających, które oddzielały mnie od realizacji mojego Marzenia, a z którymi musiałem sobie poradzić. I (z doświadczenia) powiem tak: nie było to takie trudne. W końcu tu chodzi o MOJE życie. Wiele osób przez ten proces przeszło. I coraz więcej będzie przechodziło, w co głęboko wierzę.

ONI to MY

Tu pozostawię pewne niedopowiedzenie. Osoby, które przeczytały książkę, wiedzą co mam na myśli. W skrócie: jeśli „Oni” mogą, to „My” też. I Ty, i ja. I nawet Donald Trump. Każdy może zmienić swoje przekonania ograniczające. I zmienić swoje życie na trochę choćby fajniejsze. I jeszcze trochę. I…

A ja po prostu będę starał się w tym pomagać. Wszelkimi, prawnie dozwolonymi, sposobami.

I myśl co chcesz 🙂

YOLO!

Tomek Kania